Powiedzmy sobie szczerze – już samo patrzenie na Johnny’ego Deppa, skromnego bożyszcza (brzmi jak wykluczające się określenie? on naprawdę taki jest), to przyjemność.

A kiedy jeszcze mówi…

Johnny opowiedział o swojej karierze, o dzieciach i najnowszym filmie, Public Enemies.

– Widziałeś go? – pyta Letterman.
– Jeszcze nie.
– Jesteś pewnie zbyt zajęty.
– Kiedy kończy się moja praca na planie, już mnie to nie obchodzi.
– Wybacz, czy to niepewność?
– Po prostu nie lubię na siebie patrzeć. Wolę samo doświadczenie, to znaczy robienie filmu jest świetne, cały proces jest w porządku, ale potem… On tam jest. Wiesz, o co mi chodzi?

– A co z dziećmi? Public Enemies nie jest chyba dobrym filmem dla siedmio- i pięciolatków, ale widziały te filmy o piratach?
– Moje dzieci widziały chyba więcej moich filmów, niż ja sam.

– Ale nie jesteś ciekawy, żeby chociaż przez chwilę siebie zobaczyć?
– Ani trochę.
– Naprawdę?
– Naprawdę, szczerze.
– Ale w międzyczasie, nie jesteś ciekawy, jak wygląda to, co robisz?
– Nie.

Aktor ma prywatną wyspę na Bahamach. Jak twierdzi, to jedyne miejsce, gdzie jego dzieci mogą spokojnie bawić się na plaży bez towarzystwa fotografów.

– Masz kolegów? Spotykasz się z kumplami?
– Na Bahamach?
– Gdziekolwiek.
– Tak, mam kilku kolegów.
– Czy to też aktorzy?
– Nie. [Pauza.] Znam kilku fajnych aktorów.

– Łowisz ryby? Łowienie ryb na Bahamach musi być świetne.
– Pewnie tak. Tam jest dużo ryb…

– Mógłbyś żyć na takiej wyspie?
– O, tak. Po prostu siedzieć i gadać głupoty.