Czyżby cała historia z szamotaniną między Justinem Bieberem (20 l.) a Orlando Bloomem (37 l.) była rozdmuchana? Z informacji portalu TMZ, który niemal zawsze ma wiarygodne źródła, wynika, że zatarg między obydwoma gwiazdorami został przez Biebera wykorzystany wizerunkowo.

Otóż 20-latek nie zamierzał obrażać ani poniżać Blooma czy też jego byłej żony, Mirandy Kerr (31 l.) Według informatorów TMZ, pamiętnego wieczoru w restauracji Cipriani piosenkarz prawie nie poznał Orlando. Gdy go zauważył, chciał ponoć podać rękę aktorowi, ten jednak ją odtrącił. Czyżby Bieber nie powiedział też słów, o których pisały media: Pozdrów ode mnie Mirandę. Była dobra!?

Niewykluczone, że to zdanie wcale nie padło.

Zatarg był banalny, ale po nim Bieber wpadł na pomysł, że wykorzysta go dla kształtowania swego wizerunku. To dlatego podkręcił atmosferę wrzucając na Instagram zdjęcia Mirandy oraz Blooma wycierającego twarz.

– Zrobił to, by wyjść na twardziela – mówi osoba znająca kulisy wydarzenia.

Gdy pojawiły się głosy, że Bieber jest draniem, ten dolał oliwy do ognia. Specjalnie – bo bardzo chciał, by tak właśnie o nim mówiono.

Hmmm… Czego by nie robił i ilu tatuaży by nie „wydziergał”, dla wielu i tak zostanie po prostu rozwydrzonym dzieciakiem.

Justin Bieber nie zamierzał zaczepić ani obrazić Blooma?