Wszystko wskazuje na to, że ta publikacja Wprost będzie jedną z najgłośniejszych w tym roku.
W tygodniku pojawił się reportaż właściciela mieszkania w apartamencie na Mokotowie. Mężczyzna miał pojawić się w swoim lokum celem wyegzekwowania zaległego czynszu od 29-letniej kobiety. Na miejscu miał zastać biały proszek i akcesoria erotyczne.
O ile te doniesienia trudno potwierdzić, o tyle wezwana na miejsce policja wylegitymowała tego dnia w rzeczonym budynku Kamila Durczoka (46 l.). Dziennikarz stacji TVN już zdążył odpowiedzieć na ten materiał. Udzielił wywiadu w radiu Tok FM:
Żeby była jasność powiem jedno zdanie, chociaż uważam, że to moja absolutnie prywatna sprawa. Tak, w prywatnym czasie odwiedziłem mieszkanie, w którym przebywała jedna z moich znajomych. To, co tam robiłem, to moja prywatna sprawa, to nie było żadne złamanie prawa.
Durczok dodał też, że nie wie, co znajdowało się w mieszkaniu:
A skąd ja mam wiedzieć, co tam w ogóle było? Tam była awantura między tą osobą i właścicielami mieszkania, która dotyczyła zaległości czynszowych. Policja była w środku, a potem odjechała. Gdyby był jakikolwiek ślad białego proszku, to wyobrażasz sobie policjanta, który by wyszedł i to zostawił?
Dziennikarz zaznaczył również, że nigdy nie miał i nie ma nic wspólnego z molestowaniem, czy mobbingiem:
Nigdy nie byłem molestującym szefem. Czym innym jest molestujący, a czym innym wymagający szef. Ja jestem cholerykiem, czasem wybucham w pracy, co jest normalne, ale nigdy by mi do głowy nie przyszło, by powiązać takie relacje z molestowaniem. Z całą stanowczością, jasno i wyraźnie chciałem powiedzieć: nigdy nie molestowałem żadnej z pracownic, żadnej kobiety.
Dziennikarz w tej chwili przebywa na urlopie.