Super Express wyciągnął od Krzysztofa Krawczyka wyznania, którymi raczej chwalić się nie powinien. Czyżby marna próba przypomnienia o sobie?

Piosenkarz wyznał, że palił marihuanę, zażywał LSD, grzybki halucynogenne, leki psychotropowe, a wszystko to popijał alkoholem.

Ćpać zaczął podczas pobytu w Stanach w latach 80.

– Brałem wszystko oprócz heroiny – mówi dziennikowi Krawczyk. – Paliłem trawkę. Próbowałem też grzybków halucynogennych i LSD. Dzięki Bogu bałem się po tym wychodzić na scenę. Na mojej drodze pojawił się lekarz, który sam był lekomanem. Powiedział mi wtedy, że da mi zastrzyk, po którym będę wręcz skakał po scenie. Na moje problemy ze snem też mi dawał odpowiedni tabletki. I tak powoli zacząłem nosić torbę pełną leków, które nie były dostępne bez recepty.

Z nałogu wyciągnęła go żona i wiara.

– Powiedziała dość, rzuciła torbą z lekami o ziemię i postawiła ultimatum: Teraz ja będę twoją lekomanią – opowiada.

To było takie proste?