„Oczywiście, że [Apokalipsa świętego Jana] nie ma sensu. Musi być odkodowana. (…) Tak sobie myślałam. Kim jest Antychryst? Kiedy wybucha wojna na Ziemi Świętej, jak teraz, czy to znak, że świat się właśnie kończy, to gdzie są inne znaki? Czy to możliwe, że chodzi o internet, sławę albo bycie gwiazdą?”
***

Megan Fox powinna zatrudnić doradcę od wizerunku. Dziewczyna nie potrafi się wypowiadać, bo gdy to robi, przeczy samej sobie i mówi o rzeczach, których poruszać nie powinna.
W wywiadzie dla Esquire jest tego całe bogactwo. Zacznijmy od tego, że aktorka pozuje w seksownej bieliźnie, przybierając takąż pozę. Czytamy wywiad, a tam narzeka na… wizerunek seksbomby.
– Czułam się bezsilna wobec niego – mówi. – Zjadał każdą część mojej osobowości. Obniżał moją wartość, bo to nie było nic. To nie był nawet wizerunek. To był obrazek, poza.

A mimo to godzi się pozować w bieliźnie. W taki sposób raczej nie wygra ze stereotypami.

Megan wylewa też swoje przemyślenia egzystencjalne. Swoje życie porównuje do azteckiego rytuału poświęcania życia ludzkiego.

– To takie podobne – mówi.

Później przeskakuje na temat Biblii wyznając, że czytała Apokalipsę świętego Jana „jakiś milion razy”.

– Oczywiście, że to nie ma sensu. Musi być odkodowane. Bo czym jest smok? A prostytutka? Czym one są? Co to za symbolika? Co widział Jan? Tak sobie myślałam. Kim jest Antychryst? Kiedy wybucha wojna na Ziemi Świętej, jak teraz, czy to znak, że świat się właśnie kończy, to gdzie są inne znaki? Czy to możliwe, że chodzi o internet, sławę albo bycie gwiazdą?

No tak, bycie gwiazdą w Apokalipsie. Megan jest bardzo skupiona na sobie.

Megan Fox w Esquire (FOTO)

Megan Fox w Esquire (FOTO)

Megan Fox w Esquire (FOTO)