Po pięciu latach, jak sam teraz mówi, siedzenia w kapciach i czekania na cud, Michał Wiśniewski postanowił powrócić na rynek muzyczny. Zmienił kolor włosów i nagrał płytę La Revolucion, która ma szansę stać się hitem. Wraz z krążkiem przyszedł czas na szczere wyznania w wywiadach.

Wczoraj Michał był gościem w DD TVN, gdzie opowiadał o tym, czego doświadczył przez ten czas, gdy nie było o nim głośno. Wiadomo, że dopadały go wtedy różne kryzysy, w tym finansowy.

– Myślałeś o samobójstwie? – zagadnęła Dorota Wellman.

– Każdy pewnie gdzieś tam ma momenty lepsze i gorsze. Mnie nie stać na samobójstwo. Ja mam piątkę dzieci – odparł piosenkarz.

Duże oparcie miał w swojej żonie, Dominice Tajner. Ich początki nie były jednak łatwe:

– Ona przyjechała do mnie po naszych dwóch, trzech spotkaniach i powiedziała: „Nic z tego nie wyjdzie. Tu masz anioła na drogę”. Dała mi taki obraz i powiedziała: „Widocznie taki masz być. Masz ochotę to szalej, ale ja się na takie coś nie zgadzam”. No i wtedy powiedziałem jej: „Tak, chcę z tobą być”.

To właśnie Tajner stoi za metamorfozą byłego skandalisty. Dobrze dogaduje się też z byłymi swojego męża:

– My jesteśmy cudowną patchworkową rodziną. Dziewczyny, wszystkie trzy, jakoś to klecą. Dzieci się znają, szanują, kochają.

Czy Michał żałuje tego, co robił w życiu wcześniej? Twierdzi, że nie:

– Niczego nie żałuję, bo nie byłbym w tym miejscu, gdyby nie to wszystko. Kto nie chciałby pieniędzy, mniej przykrych doświadczeń. Każdy. Jestem tutaj i dzisiaj nie będę na to narzekał.

Życzycie mu powodzenia?

Materiał TVN tutaj.

Wiśniewski o samobójstwie, patchworkowej rodzinie i aniele