Jeden z najpopularniejszych aktorów młodego pokolenia, Borys Szyc, wyznał, że zawsze miał w sobie coś z loverboya.

– Zostało mi to do dzisiaj – przyznaje z rozbrajającą szczerością. – Moją pierwszą wielką miłością była Ewa: od pierwszej do trzeciej klasy podstawówki. Jedyna pieszczota, na którą sobie pozwalałem, to było głaskanie jej włosów – opowiada w wywiadzie dla Gali.

Pierwszy pocałunek udało mu się skraść w piątej klasie.

– Nareszcie wiedziałem o co chodzi, nawet ci z ósmej mogli mi podskoczyć. Właściwie zawsze się popisywałem. Udawałem Michaela Jacksona, tańczyłem breakdance. Brylowałem, żeby zainteresować dziewczyny – wyznaje.

Nie sądzi, że może uważać się za dojrzałego faceta, mimo że ma już córkę i przeżył porzucenie przez kobietę.

– Wiem, że małe dziecko potrzebuje ojca. Staramy się, żeby nie odczuła naszego rozstania. (…) Czuję, że rozstanie z jej mamą było dobre. Powody to nasza prywatna sprawa.

To wszystko nauczyło go jednego: „tak\” dla kobiety, \”nie\” dla małżeństwa.