– Jakoś, szczerze mówiąc, te wszystkie bajkowe królewny zawsze wydawały mi się nudne – mówi Ola Kwaśniewska zapytana przez dziennikarza Vivy na temat bycia jedną z nich. – Kopciuszek był przecież strasznie biedny. Współczułam mu, że musi tak dużo sprzątać. Dla mnie to zawsze była najgorsza kara.

Aleksandrze zawsze bardziej imponowały przymioty umysłu, nie ciała. Dlatego po cichu chciała zostać detektywem.

– No bo po co detektywowi ładna buzia?

Dzieciństwo jednak to dla niej nie bajki, a wspomnienia związane z dziadkami.

– Byłam ich jedyną wnuczką i nie było mowy, żeby rodzice nie zostawili mnie u nich na wakacje. Moi dziadkowie byli niesamowitymi ludźmi, takimi osobowościowymi „światowcami”, z wielką ciekawością świata i kulturą osobistą – opowiada Ola. – Kiedy tata był małym chłopcem, już uczył się wraz ze swoją młodszą siostrą angielskiego, francuskiego i niemieckiego. Dziadek, wielki fan teatru i sportu, woził ich zarówno na mecze, jak i na przedstawienia teatralne aż do Warszawy. Myślę, że miałam ogromne szczęście, że byłam jego wnuczką.

Bo dziadek angielskiego uczył i ją. Był lekarzem, więc bandażami też pozwalał się bawić.

– A w ciągu dnia babcia zarządzała zabawy w szkołę. Ona sama była nauczycielką, ale robiła to tak, żeby było jak najweselej. Poprzez zabawę i śmiech uczyła mnie wszystkiego: od czytania i pisania przez zasady savoir-vivre’u, aż po przechodzenie pod kijem od miotły.

Kiedyś babcia proroczo westchnęła: „Ach, wnusiu, jak ja bym chciała, żebyś ty chociaż jeden dzień pomieszkała sobie w takim pałacu”.

Jej marzenie się spełniło, ale tego już nie doczekała.

Oli marzenia nie były tak dalekosiężne. O telewizji nawet nie myślała.

– Do głowy mi nie przyszło, że mogłabym występować przed milionami widzów. Ja nawet wierszyka nie potrafiłam spokojnie powiedzieć na akademii.

Dopiero Taniec z gwiazdami nauczył ją, jak naprawdę zachowywać się przed kamerą.

– Teraz, jak widzę pierwsze odcinki programu z moim udziałem, czuję się, jakbym oglądała zdjęcia z dzieciństwa. Byłam bardzo przestraszoną, zawstydzoną dziewczynką. Na tym polu nastąpiła swoista rewolucja.

A teraz prezenterkę czeka kolejne zadanie: rola w filmie Jerzego Stuhra.

– Postawmy sprawę jasno: każdy by przyjął zaproszenie od niego – komentuje Ola, która… zagra samą siebie.

– Jest to malusieńka rólka, pojawiam się tylko na początku filmu. Niemniej jestem zaszczycona, że padło właśnie na mnie.

Ola zaszczycona, my zaciekawieni. Kto wie, może jeszcze zmieni zawód?

Więcej w najnowszej Vivie.