Julia Oleś (27 l.), partnerka Kamila Durczoka (49 l.), zamieściła na swoim blogu ciekawy wpis dotyczący Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy i swego zaangażowania w pomoc dla akcji kierowanej przez Jurka Owsiaka:

Co Agata Duda wystawiła na aukcję WOŚP?

Najpierw Julia opisała, jak po raz pierwszy wzięła udział w zbiórce pieniędzy i jaki finał miała ta pomoc:

Moje pierwsze wspomnienie z Wielką Orkiestrą Świątecznej Pomocy? Okolice 2000 roku, wrzuciłam do puszki 2 złote po wyjściu z kościoła. Osiemnaście lat temu, dla dziesięciolatki, 2 złote to było sporo pieniędzy. Mogłabym kupić za nie dwie paczki chipsów. A musicie wiedzieć, że to były czasy, kiedy wiele rzeczy w życiu przeliczałam na chipsy…

Wróciłam do domu z czerwonym serduszkiem, ale nie spotkałam się z zachwytem. „Tylko nie przyklejaj go na kurtkę” – usłyszałam. W mojej rodzinie zdania na temat Orkiestry były, delikatnie mówiąc, podzielone – wspomina Oleś.

Potem partnerka Durczoka pisze o latach, gdy konsekwentnie odmawiała udziału w WOŚP:

W cieniu tego podziału mijały mi kolejne stycznie, kiedy to jedna bliska mi osoba wrzucała do skarbonki zawartość kieszeni, a druga udawała, że tego nie widzi. Jedna mówiła, że przedwcześnie urodzone dziecko znajomych uratował sprzęt ufundowany przez WOŚP, a druga czekała, aż „wreszcie ktoś się dobierze do Owsiaka”. A ja, teoretycznie rozdarta, ale jednak skłaniająca się ku opinii, że chyba jednak nie do końca w tej Orkiestrze wszystko gra, kpiącym uśmiechem kwitowałam zaangażowanie rówieśników w coroczną zbiórkę gościa w czerwonych okularach. I nigdy, przenigdy nie wrzuciłam już nic do kolorowej puszki. „Lepiej dać na Caritas” – ktoś mi kiedyś powiedział. Więc na wszelki wypadek dawałam na Caritas. Przynajmniej miałam pewność, że moje kieszonkowe nakarmią czyjś pusty żołądek, zamiast naćpać jakiegoś hippisa na Woodstocku, prawda?

Majdanowie u Owsiaka – na licytację dali swój ślubny prezent (ZDJĘCIA)

W końcu Julia dociera do punktu, który – jak się okazuje – totalnie zmienił jej sposób patrzenia na akcję WOŚP:

Nieco ponad rok temu niespełna dwuletni wówczas Dziedzic złapał przeziębienie. Postanowiłam uleczyć go jedynym znanym mi niezawodnym lekiem na zło tego świata, czyli, sprawa jest oczywista, ROSOŁEM. Niech miarą mej troski będzie, że mimo swego zakorzenionego głęboko wegetarianizmu, własnoręcznie oskubałam resztki piór z ekologicznego kurczaka, żeby potem przez 4 długie godziny wygotowywać z niego całą leczniczą moc, tworząc Rosół Mocy. Po misji zakończonej sukcesem postanowiłam przelać go przez sito, żeby pozbyć się resztek szumowin i innych, przerażających dla wegetarianki, atrakcji. A wtedy podbiegł do mnie Dziedzic. I jednym, szybkim ruchem zsunął na siebie dziesięciolitrowy gar pełen wrzącego wywaru. Jakim cudem wylał go tylko na swoje nogi? Nadal nie wiem. Nadal za to dziękuję.

Skarpetki zdjęłam z niego razem ze skórą – pisze blogerka.

I kontynuuje:

Lekarze dali nam i sobie dziesięć dni, żeby rozstrzygnąć, czy będzie potrzebny przeszczep skóry. Dziesięć długich dni, wypełnionych zastrzykami z morfiny, bólem i przerażeniem. Dziesięć nieznośnych nocy obok łóżeczka mojego syna na podłodze w szpitalu. A wszędzie wokół te cholerne serduszka. Na łóżkach, na sprzętach, na ścianach, na lampach. Na teczce pielęgniarki. Na biurku oddziałowej. Na fartuchu salowej. W naszej sali i w pokoju zabiegowym. Niektóre tylko dlatego, że ktoś postanowił je tam nakleić. Ale większość dlatego, że oznaczony nimi został sprzęt, który ufundowała Wielka Orkiestra Świątecznej Pomocy.

Każda matka, której dziecko walczyło o życie lub zdrowie w polskim szpitalu powie Wam to, co ja: ten sprzęt jest wszędzie.

Nie zgadniecie, co Robert Lewandowski przekazał na aukcję WOŚP

W końcu Olech dochodzi do konkluzji, która jest bliska wielu sercom:

Wkurza mnie to, że żyję w kraju, w którym na sprzęt do ratowania życia dzieci musi zrzucać się cały naród, bo ludzie, którzy powinni o to zadbać, są zbyt zajęci wojną swoich plemion i fotografowaniem się w źle skrojonych garniturach i garsonkach na tle logotypów swoich partii. To nie tak powinno działać. Jurek Owsiak nie powinien być nam potrzebny. Tymczasem od nieco ponad roku zastanawiam się, jak leczony by był mój syn, gdyby nie to, że jakiemuś dziennikarzowi z Trójmiasta od 26 lat chce się organizować zbiórkę na łóżka szpitalne, wózki inwalidzkie i inkubatory.

Wkurza mnie to, że moi sąsiedzi, krewni, znajomi i nieznajomi zamiast zaangażować się w tę zbiórkę lub ją przemilczeć, pozwalają, żeby udział w niej przypisywał ich do któregoś z tych plemion. Topór podziału każdego roku na nowo rozrąbuje nas na dwa wrogie obozy. Możesz być lewakiem lub prawdziwym patriotą. Bohaterem-filantropem lub kanalią bez serca. A wszystko to za 2 złote. Albo mniej. Albo więcej. Nieważne. Ważne, że zajęcie stanowiska wobec fundacji, która zbiera pieniądze na sprzęt medyczny jest równoznaczne z określeniem swojego stosunku do Lecha Wałęsy, Smoleńska, reformy sądownictwa, związków partnerskich, majonezu kieleckiego, ryżu w pomidorowej i zdolności aktorskich Stevena Seagala. No żesz jasna cholera – denerwuje się blogerka.

Jak pisze, w całej Orkiestrze wkurza ją tylko JEDNA rzecz.

I tylko jedną rzecz bym w całym tym szaleństwie zmieniła. Światełko do nieba, przez które mój kot prawie dostał kiedyś zawału. Wiecie, strasznie mnie to wkurza. Ale nie można mieć wszystkiego… – kończy swój wpis.

Blog Julii Oleś znajdziecie tutaj.

– Ojej, zabolało? – pyta z przejęciem Pani W Bieli. Od czasu wypadku na nartach, sporadycznie muszę oddawać swój kręgosłup w fachowe ręce. Od czasu, kiedy urodziłam czterokilogramowego człowieka, nawet trochę częściej. – Nie, jest ok – odpowiadam. – Ale cała się pani napięła! – martwi się Pani W Bieli. – Nie, jest ok – syczę przez zęby. Nie drąż, kobieto. – Na pewno? – kobieta drąży. – TAK, NA PEWNO – niech to się skończy. Przecież mi nie uwierzy, to zbyt idiotyczne. – Aha. No, dobrze. Po prostu gdyby bolało, to proszę śmiało mówić, dobrze? – dodaje, nie dowierzając. – Obiecuję – kończę, zrezygnowana. Bo ja po prostu NAGLE przypomniałam sobie, że w drugiej klasie liceum na godzinie wychowawczej powiedziałam COŚ GŁUPIEGO. I napięłam się z zażenowania 😖 #BrawoJa #ZażenowanieRetrospektywne #ŻebymPrzezPrzypadekSięNieZrelaksowała #Mózgu #DlaczegoMiToRobisz #PowiedzcieŻeTeżTakMacie 😩😩😩

Post udostępniony przez Julia Oleś (@fabjulus)

Wstyd, dziewczyny! Jest źle. Z Wami, czyli z nami. Serio. Zaczęło się od przypadku, a potem postanowiłam pociągnąć temat nieco dalej i wyszedł z tego mikro eksperyment, którego wyniki mnie przeraziły. Wrzuciłam Wam tu w ostatnim czasie kilka słuchadełek. Niektóre w motoryzacyjnym anturażu, inne zadidżejowałam wprawnie z domowej kanapy. I tak, wjechał tu Seal, Paweł Domagała, Piotr Zioła, Jay-Z, Elton John, Joe Cocker. Za każdym razem spływały od Was dziesiątki wiadomości, często wychodziły z tego bardzo ciekawe rozmowy. „Świetna piosenka”, „to był słaby album”, „moje ulubione wykonanie”, „uwielbiam tego artystę”, „przereklamowany”, „nie znoszę tej maniery”, „ależ on ma głos”, „byłam kiedyś na koncercie i na żywo był jeszcze lepszy”. I wśród tych panów, cała na biało, na łącza niepostrzeżenie wbiła Solange Knowles. I wiecie, co wpełzło do mojej skrzynki odbiorczej? „Jezu, jaka brzydka”. „Urody po siostrze raczej nie ma”. „Aż się wystraszyłam, jak można tak wyglądać?”. „Co za troll”. „Nie może pożyczyć od siostry na fryzjera?”. I mój faworyt: „kogo obchodzi jej muzyka, kiedy ma taką twarz?”. Kurde, laski! Co się dzieje?! Dlaczego w przypadku mężczyzn, spośród których żaden nie był oczywistym, wymuskanym „ciachem”, dyskusja toczyła się wokół twórczości, osiągnięć i repertuaru, a kiedy uwaga przeniosła się na kobietę, dwie dziewczyny napisały, że też lubią jej muzykę (sorry, laski, okazałyście się być błędem statystycznym), a cała reszta jadowicie wzięła na warsztat fryzurę, makijaż i proporcje nosa do twarzy? Dlaczego same sobie to robimy?! Dlaczego nawzajem lekceważymy swoje umiejętności i dorobek? Jest mi zwyczajnie przykro i źle. My, kobiety, i tak mamy już pod górkę. Potrzebujemy się wspierać, a nie wbijać sobie nóż w plecy i z trupów ośmieszonych sióstr układać podium. Przyjrzyjcie się proszę podwójnym standardom, jakie stosujecie oceniając kobiety i mężczyzn. Bądźmy dla siebie dobre! No bo jak, istnieje ten słynny #girlpower, czy nie? 💪🏿💪🏿💪🏿 #womanpower #girlcode #equality #womenempowerment #girlsrule 🔥

Post udostępniony przez Julia Oleś (@fabjulus)

Naprzeciwko nas usiadł Andżej, i to taki przez „dż”, grubo po sześćdziesiątce, w swetrowej kamizelce opinającej świadczące o braku konsumpcyjnej asertywności ciało. Pan Andżej wydobył z kieszeni spodni nowego ajfona, po czym zaczął obdzwonkę. Nie trzy, nie cztery, a pięć razy musiałam wysłuchać znanej sobie z autopsji historii o tym, że pendolino się zepsuło, musieli podstawić inny pociąg, że ten pociąg jest stary, a nie za taki standard płacił, że on się będzie domagał odszkodowania, że już znalazł w internecie, że mu się należy i że według planu w domu będzie za dwie godziny, ale kto ich tam wie, w tym pekapie cholernym, hehe. Czytaliśmy sobie w tym czasie z Dziedzicem „Świnkę Peppę”, przyklejając co chwila naklejki z Georgem uprawiającym różne sporty. Pan Andżej nadawał, za każdym razem śmiejąc się z własnych żartów w tych samych miejscach, jak gdyby opowiadał je po raz pierwszy i był szczerze zaskoczony, że jest aż tak błyskotliwy. Potem zaczął czytać. Onet czytał. Wiem, bo co jakiś czas rzucał w kierunku siedzących obok niego pasażerów płci męskiej, nie do mnie, wiadomo, „panie, niegłupi ten Twardoch jednak, czytam te jego felietony i niegłupi, panie”, albo „ale mają reklam na tym Onecie, panie”. Zmieniliśmy książeczkę ze „Świnki Peppy” na „Alfabet dzikich zwierząt”. Pan Andżej puścił sobie „Ucho Prezesa”. Na głos. Młody poprosił, żebym czytała troszkę głośniej. Po półtorej godziny upojnej podróży, Dziedzic zapytał, czy może obejrzeć Peppę na telefonie. „A co się będę ograniczać, nie?” – pomyślałam. „Niech ma. Skończę książkę. Nowego Twardocha, tak się składa”. Podaje więc młodzieńcowi telefon, młodzieniec odpala sobie Netfliksa, na co pan Andżej po raz pierwszy zwraca się do mnie, a nie do obecnych w przedziale mężczyzn i rzecze, z dezaprobatą: „biedne te współczesne dzieci, ciekawe, co by zrobiły bez telefonów i internetu”. 😐😐😐 #NoRzeczywiście #MegaCiekawe #ACoTamPanieNaOnecie

Post udostępniony przez Julia Oleś (@fabjulus)