\”W zasadzie mogę jeść wszystko, na co mam ochotę, chociaż w czasie startów muszę się wystrzegać niektórych niezdrowych rzeczy, np. frytek czy schabowego…\”

***

Codzienna ciężka praca, upór i konsekwencja opłacają się – Justyna Kowalczyk jest jedną z naszych najlepszych sportsmenek, a odkąd Adam Małysz udał się na zawodową emeryturę, Kowalczyk jest naszą nadzieją numer jeden na medale w sportach zimowych.

Justyna jest bohaterką najnowszej Pani. Z okładki spogląda na nas piękna kobieta. Niesamowita metamorfoza – na co dzień bowiem sportsmenka nie wygląda przecież tak ponętnie.

To oczywiście nie jest najważniejsze. Dla Kowalczyk liczy się głównie praca. Na pytanie, co decyduje, że z grupy wyśmienitych zawodniczek wygrywa tylko jedna, Justyna odpowiada:

To, że któregoś pięknego sierpniowego poranka jedni śpią lub idą się opalać, a inni biegają, mimo że ich wszystko boli. Czyli wytrwałość. Cecha charakteru, która nie pozwala spocząć na laurach. Ludzie próbują dopisywać do tego różne filozofie, a to nic z tych rzeczy. Wstajesz rano i robisz, co do ciebie należy. I tak dzień po dniu. W domu nauczyłam się, że tylko ciężka praca daje efekty.

Kowalczyk musi dbać o formę. Jeść tak, by nie brakło jej energii:

Kiedy mam trzy treningi dziennie, to potrzebuję około sześciu tysięcy kalorii – mówi. W zasadzie mogę jeść wszystko, na co mam ochotę, chociaż w czasie startów muszę się wystrzegać niektórych niezdrowych rzeczy, np. frytek czy schabowego, bo one źle się trawią. Sama potrafię zadbać o swoją dietę, w końcu jestem absolwentką akademii wychowania fizycznego.

Wywiad z Justyną znajdziecie TUTAJalbo w papierowym wydaniu Pani.

\"Justyna

\"Justyna

\"Justyna

\"Justyna