Wyznanie Justyny Kowalczyk umieszczone trzy dni temu na jej profilu FB wywołało prawdziwą burzę.

Przypomnijmy, co napisała sportsmenka:

Okropny dzień. Rok temu straciłam moje Dzieciątko. Dziś Marian, doktorat, olimpijskie złoto. Czas nie leczy ran.

Pod tym tajemniczym postem rozegrała się prawdziwa bitwa internautów. Część współczuła Kowalczyk, część krytykowała ją za nazwanie „dzieciątkiem” psa, którego – ich zdaniem – opłakiwała biegaczka.

Były jednak i takie osoby, które zrozumiały wpis jako wyznanie o stracie dziecka.

Kowalczyk nie wyjaśniła swych intencji. Ale post został wyjaśniony na stronie RMF FM:

Część osób była przekonana, że nasza mistrzyni olimpijska zdecydowała się wyznać wszystkim, że była w ciąży i poroniła. Polacy w komentarzach przesyłali jej wyrazy współczucia, a kilka kobiet opisało jej swoje przeżycia po utracie dziecka. Okazuje się jednak, że „Dzieciątko”, o którym wspomniała Kowalczyk to… pies

– czytamy na stronie.

W związku z tym na sportsmenkę posypała się lawina hejtu. Ludzie zarzucają Kowalczyk, że zagrała nie fair. Że nie powinna pisać tak dwuznacznie o tak delikatnych sprawach.

Zgadzacie się, że wpis był nie na miejscu? A może nazwanie pupila „dzieciątkiem” wcale Was nie razi?

RMF: Kowalczyk pisząc o stracie Dzieciątka miała na myśli...

RMF: Kowalczyk pisząc o stracie Dzieciątka miała na myśli...