Wczoraj Sąd Okręgowy w Warszawie zasądził zadośćuczynienie w wysokości pół miliona złotych dla Kamila Durczoka. Dziennikarz domagał się aż 7 milionów złotych od wydawcy Wprost, który w lutym 2015 roku opublikował artykuł Kamil Durczok. Fakty po faktach.

Zobacz: Durczok totalnie zjechał nie tylko Roast Wojewódzkiego…

Po publikacji dziennikarz stracił pracę i zniknął z mediów. W rozmowie z Wirtualnymi Mediami Durczok powiedział, że jest zadowolony z wyroku sądu:

– Nie chcę powiedzieć, że nie ma dla mnie różnicy między 7 mln zł a 500 tys. zł. Po tym roku gehenny, którą przechodziłem zasądzona kwota nie jest dla mnie najistotniejsza. Ona i tak jest rekordowo wysoka. Są to dla mnie oczywiście bardzo istotne pieniądze, ponieważ nie pracuję. W wyniku publikacji Wprost musiałem rozstać się z moją firmą, miejscem, które było dla mnie całym życiem i które bardzo dobrze wspominam – mówi dziennikarz.

Dla Durczoka jest istotne uzasadnienie wyroku.

– Sąd absolutnie zmiażdżył sposób, metody i cel pracy Majewskiego i Latkowskiego. To jest uzasadnienie, które powinni czytać i o którym powinni czytać studenci dziennikarstwa. Nie może być tak, że ktoś komuś coś powiedział, a jeszcze komuś innemu coś się wydawało i z tego robi się artykuł, który wywraca szefa jednego z największych programów informacyjnych w Polsce. Nie mówię tego z żalem osobistym, mam na myśli pewną metodę działania – tłumaczy dziennikarz Wirtualnym Mediom.

Całą rozmowę z Durczokiem przeczytacie tutaj.

Wydawca tygodnika zapowiedział apelację.

Według Wprost wyrok nakazujący publikacje przeprosin jest skandaliczny i godzi w wolność prasy, „którą stanowi prawo do informowania społeczeństwa o sprawach ważnych.”

Sąd przyznał Kamilowi Durczokowi 500 tys. zł zadośćuczynienia

Sąd przyznał Kamilowi Durczokowi 500 tys. zł zadośćuczynienia

Sąd przyznał Kamilowi Durczokowi 500 tys. zł zadośćuczynienia