Brytyjska prasa zaciera ręce z uciechy. Znów mogą sobie „pojeździć\” na bramkarzu The Reds. A wszystko za sprawą pijackiej libacji zespołu Liverpoolu w Portugalii.

Trener Rafael Benitez dał swoim piłkarzom wolny wieczór. Miało być karaoke i powrót do hotelu o północy. A co wyszło?

Super Express poznał relację jednego z ochroniarzy lokalu, w którym bawili się sportowcy. Wszystko zaczęło się około drugiej w nocy w barze Monty’s na głównym placu Vale do Lobo. Pijani gracze Liverpoolu zaczęli tłuc kufle i śpiewać nieprzyzwoite piosenki. Według świadków to właśnie Jerzy Dudek był prowodyrem całej hulanki.

Wezwano policję. W międzyczasie doszło do awantury z miejscowymi bywalcami lokalu. O mały włos uniknięto bójki. Mundurowi musieli uspokoić sytuację. Podobno Dudek był najbardziej agresywny i nawet próbował uderzyć policjanta z tzw. Zidane\’a. Rzekomo został po tym skuty. Do aresztowania nie doszło, piłkarz miał kajdanki na rękach tylko kilka minut.

Po tym jak policja odjechała Redsi bawili się dalej. Wracając do hotelu sikali we wszystkich kierunkach, uszkadzali zaparkowane samochody oraz śpiewali na cały głos nieprzyzwoite piosenki. Dziennik Record podaje, iż kiedy odtarli do ośrodka Clube Barrington najbardziej krewcy z piłkarzy, w tym Dudek, niszczyli samochody, skrzynki z elektryką, a nawet wnętrza niektórych pomieszczeń, używając dla lepszego efektu kijów golfowych.

Inaczej przedstawia całą sytuację sam Jerzy Dudek. Na swojej stronie internetowej podaje Wracając do hotelu, który był w odległości około pięciu minut od restauracji, byliśmy jednak zbyt głośni. To na pewno nie spodobało się osobom, które niedaleko nas miały swoje apartamenty i zdążyły już zasnąć. Jeden z wczasowiczów wezwał ochronę – bo w którymś z domków było podobno włamanie. Ale to już na pewno nie nasza sprawka…

Przyznaję, że zachowywaliśmy się niestosownie do sytuacji. Nadużyliśmy zaufanie trenera – bo do hotelu dotarliśmy dopiero kilkadziesiąt minut po \”godzinie zero\”, a także innych wypoczywających – bo zakłócaliśmy spokój i naruszyliśmy ciszę nocną.

Według naszego bramkarza cała sytuacja jest przejaskrawiona. Jurek powiedział mi, że jest niewinny. Gdyby uderzył policjanta i założono mu kajdanki, to Liverpool natychmiast rozwiązałby z nim kontrakt – twierdzi Jan De Zeeuw, menadżer Dudka.

Z pewnością do jakichś incydentów doszło. Szkoda tylko, że pomimo, iż cały zespół uczestniczył w \”zabawie\” jak zwykle Polaka media obwiniają najbardziej.