Już 8 lat mija od tragicznej śmierci ukochanego męża Joanny Racewicz (44 l.) Po katastrofie Smoleńskiej, w której zginął jej mąż, dziennikarka była w tragicznym stanie. Jej największą siłą był jej synek, dla którego poświęciła się całkowicie. Dzisiaj Joanna czuje, że mąż jest w lepszym miejscu, a dla Dobrego Tygodnia wypowiedziała się na temat dziwnego zdarzenia, jakie miało miejsce na chrzcinach jej synach, już po śmierci męża.

Na chrzcinach syna również wydarzyło się coś niezwykłego. Kiedy goście wchodzili do restauracji, wszystkie kieliszki szampana na tacach kelnerów pękły w jednej chwili… – wspomina Racewicz.

To prawda. Goście skomentowali, że: „Chłopcy wpadli na chrzciny”, mając na myśli kolegów Pawła z BOR, którzy lecieli z nim tego dnia do Smoleńska. To były imieniny męża, 29 czerwca. – mówi Joanna.

Dziennikarka przyznała również, że jej synek bardzo przeżywał swoją Pierwszą Komunię:

Lubi chodzić do kościoła. Często wybieramy się na przepiękne msze dla dzieci do klasztoru Dominikanów na ulicy Dominikańskiej w Warszawie. Ewangelia dostosowana jest dla najmłodszych, a świątynię, prostą i ascetyczną, uważam za jeden z najpiękniejszych kościołów, w jakich byłam. – przyznaje dziennikarka.

Joanna wyznaje, że czuje opiekę męża i często przypomina synkowi, że tata na niego patrzy z góry i jest z niego bardzo dumny.

Odszedł do lepszego świata, choć nadal jest z nami. Gdy mąż gdzieś wyjeżdżał, zawsze powtarzał: „Jestem nawet, jak mnie nie ma”