W rozmowie z Galą Tomasz Stockinger wraca do sprawy wypadku, jaki spowodował, będąc pod wpływem alkoholu.

Mówi o reakcjach ludzi, zrozumieniu ze strony swych fanów, a także rodziny i podkreśla, że jest w trudnym momencie swego życia:

Jestem zmęczony. – Mówi aktor. A na pytanie czy zmęczony popularnością, odpowiada: – Ta ostatnia jest niezwykle miła.

Zawsze odpowiadałem, że popularność jest naturalnym następstwem grania w serialu, w filmie. Robię to przecież od 30 lat. W zasadzie bez przerwy na ekranie telewizyjnym
czy kinowym. Popularność… Ona męczy i nie męczy.

Trzeba by mieć odporność słonia, żeby nie czuć czasami dyskomfortu z jej powodu. I można czasami mieć wątpliwości, czy to jest zawód dla mężczyzny, poważnego, 50-letniego. Bo co ja robię? Głównie robię miny. Być może jestem w trakcie kryzysu wieku średniego? Brakuje mi teatru, bezpośredniego kontaktu z widzem.

Stockinger przyznaje, że wpadł w pułapkę wyścigu z wiekiem. Zaczął się ścigać, ale chyba niezbyt mądrze i z godnością, bo – jak sam mówi – przestał siebie lubić.

Kto mu pomoże wrócić do równowagi? Może zwykli ludzie, z którymi teraz aktor podróżuje miejskimi autobusami. Ci się nie odwrócili – wręcz przeciwnie, ciągle zapewniają o swej sympatii. W sumie to dla nich pracuje od tylu lat. Cały wywiad z aktorem przeczytacie tutaj.