\"Weronikę

Weronika Rosati znowu stara się wzbudzić współczucie. Wątpimy w jej sukces i na tym polu, ale przecież próbować trzeba.

W najnowszym wywiadzie dla Vivy! z właściwą sobie dawką dramatyzmu mówi:

– Gdybyś spytała mnie kiedyś, czy się tym wszystkim przejmuję, odpowiedziałabym: Nie. A dziś przyznam prawdę: Tak. Stałam się kawałkiem publicznej własności. Czymś, bo już nie osobą.

Dość ciekawa jest sprawa \”toksycznej miłości\” (temat z okładki) pomiędzy nią a matką, Teresą Rosati. Obie panie wszędzie pojawiają się razem, plotkarze twierdzą, że to przez nią Weronika nie ma żadnych przyjaciół.

Oczywiście taka zażyłość nie jest do końca mile widziana. Specjalista od wizerunku, które zatrudniły matka i córka doradził nawet, by na imprezy chodziły osobno.

– Czułyśmy się z tym fatalnie – opowiada Weronika.

Lubimy ze sobą przebywać, świetnie się rozumiemy, mamy wiele wspólnych zainteresowań i to wyraźnie komuś przeszkadza. Co w tym toksycznego? Wychodzę z mamą. Bo jak z jakimkolwiek mężczyzną zrobią mi zdjęcie, zaraz dzwoni telefon: Kto to jest, czy to ten wybrany? – dodaje.

Panie nie zgadzają się chyba tylko co do jednej rzeczy: kwestii stylu. Tak jest – wszystkie te postarzające stylizacje to pomysły Weroniki:

– Nie znoszę panterki, a Weronika lubi – mówi Teresa Rosati. – Uważam, że czasem przesadza w stylizacji. Staram się uszanować jej osobowość i upodobania. Z jednej strony przeżywam tortury, bo mam inną estetykę. Z drugiej wiem, że u aktorek takie upodobania do osobliwego stylu są częste.

– Trzeba przyznać, że o wygląd zdarzają się między nami gorące dyskusje – przytakuje Weronika. – Powiedzmy, że mama woli, gdy jestem naturalna. W domu jestem inna, bez makijażu, ale kiedy wychodzę, chcę się kimś zainspirować. Raz to będzie Ava Gardner, raz Sienna Miller. Lubię zmiany – zakładać maski, być na granicy.

I kto teraz uwierzy, że ich relacje są całkowicie zdrowe?

Wywiad znajdziecie w najnowszej Vivie!.