Kuba Wojewódzki z okazji 50. urodzin udzielił Polityce wywiadu, w którym podsumował swoje życie i karierę. Zaraz na wstępie wyjaśnił przyczyny swojego udziału w tegorocznym Przystanku Woodstock.

– Nie potrzebuję jeszcze Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy, żeby mi przyniosła cewnik i respirator. Natomiast, nie ma co ukrywać, powoli zaczynam się do nich przytulać, bo pewnie niedługo będę też miał przy swoim łóżku przyrządy do podtrzymania życia – powiedział dziennikarz.

A co Wojewódzki mówił o branży, w której działa?

– Show-biznes to jest bardzo specyficzne miejsce. Ludzie walczą dosyć rozpaczliwie o swoje pięć minut na headlinach, a potem rozpoczynają ten rodzaj autoerotycznej wyprzedaży. Wyprzedaż intymności jest niczym innym, jak rozpaczliwą walką o przedłużenie życia na nagłówkach.

Przyznał też, że zachowanie prawa do prywatności jest dla niego bardzo ważne.

– Przez ponad 20 lat mojej obecności medialnej jeszcze nie byłem zmuszony, żeby w ten sposób stymulować zainteresowanie sobą. To żałosne. Ja jestem człowiekiem popkultury do momentu, kiedy gasną światła w studiu. Potem wkładam kaftan bezpiecznej normalności. I ten rodzaj wodewilu, ten rodzaj tańca na grobie własnej prywatności nigdy mnie nie interesował. Dlatego nigdy nie poszedłbym do własnego programu – wyznał Kuba Wojewódzki.

Kokieteria czy autokrytyka?

Wojewódzki: Nie poszedłbym do własnego programu