O wypadku Dody pisaliśmy już we wtorek (zobacz newsa Wypadek Dody). Okazało się, ze piosenkarka wezwała też na miejsce Super Express. Jednak w niczym to nie pomogło, a nawet zaszkodziło. Tak bowiem zrelacjonowało to wydarzenie pismo:

Prawo jazdy Dorota Doda Rabczewska (23 l.) odebrała w poniedziałek. Następnego dnia miała kolizję: cofając auto, rozbiła reflektor i uszkodziła zderzak w samochodzie śledzących ją reporterów. Zadzwoniła do \”Super Expressu\”: Przyjedźcie i sami zobaczcie, oni się specjalnie podstawili!

Doda jechała podobno z Radkiem Majdanem, by załatwiać jakieś sprawy związane z rozwodem. Gazeta jednoznacznie uważa, że to właśnie ona była winna kolizji, a to, co opisała na stronie, jest jedynie wymówką.

Jak to początkujący kierowca, pomyliła drogę, ale zamiast grzecznie objechać kilka ulic, postanowiła oszczędzić czas i łamiąc przepisy, zawrócić na podwójnej ciągłej. Podczas tego manewru lekko uderzyła w przód śledzącego ją samochodu, tłukąc w nim reflektor oraz uszkadzając zderzak. Jednak nawet o tym nie wiedziała – odjechała i zaparkowała kilkaset metrów dalej! – czytamy.

– Nawet nic nie poczułam. O tym, że coś się stało, dowiedziałam się, gdy jakiś facet podbiegł do mnie i bluzgając, zaczął mi robić zdjęcia. Potem uciekł – powiedziała Doda Super Expressowi. – K…! Cały dzień za mną jeździli, a potem się jeszcze podstawili, żeby dostać gorący temat ze mną w roli głównej!

A jaką wersję Wy obstawiacie?