Marta Wiśniewska, czyli Mandaryna, doskonale wiedziała, kiedy uraczyć nas nową wpadką.

Po trzech latach milczenia powróciła z opowieściami o szlacheckich korzeniach i narzeczonym-arystokracie.

Sama mam szlacheckie korzenie. Moja babcia legitymuje się herbem Korczyc. Dziadkowie też mieli ogromne połacie ziemi na Kresach, ale musieli stamtąd uciec. Babcia zawsze uczyła mnie dobrych manier, jak się zachować przy stole, jakiego noża użyć do masła. Kogo pierwszego przedstawić. Kiedy spotkałam Gila, powrócił do mnie świat z jej opowieści. To wspaniały człowiek o nienagannych manierach i wielkim sercu. Pochodzi z francuskiej arystokracji, ale pracuje w Ameryce przy produkcji filmów jak drugi reżyser – mówiła w swoim wywiadzie w Vivie, pozując do zdjęć w wielkiej, różowej sukni.

W Dzień Dobry TVN Karolina Piotrowska określiła jej wypowiedź jako największą żenadę roku, jej zdaniem większą, niż poślubną sesję Marcinkiewiczów i aferę Weroniki Marczuk-Pazury.

Faktycznie – w duecie pojęć Mandaryna i szlachcianka jedno z nich zawsze nie pasuje.

Kliknij tutaj, aby zobaczyć sesję Mandaryny w Vivie!.