Wszyscy dokładnie pamiętają historię Tomasza Mackiewicza, którym żyła cała Polska.

Polski himalaista, miłośnik gór, człowiek z przeszłością wybrał się z Eli Revol po szczyt Nanga Parbat. Niestety zakończenie historii jest tragiczne.

Oficjalny akt zgonu Tomasza Mackiewicza

W momencie zdobycia szczytu nastąpiła katastrofa – Mackiewicz dostał choroby wysokościowej i wraz z Eli zaczęli bardzo szybko schodzić w dół. Niestety nie udało się uratować himalaisty i został on w szczelinie Nangi na wysokości ok. 7000 metrów.

Minęło już kilka miesięcy, ale Elishabeth Revol nadal nie może pogodzić się z tym co wydarzyło się tam w górach. Wiele razy wspominała w wywiadach, że chciała uratować Tomka, jednak nie mogła kwestionować decyzji o nie podjęciu próby ratunku. Revol dopiero teraz napisała na swoim Facebooku ostatnie słowa, w których żegna się z Tomkiem:


Moja pamięć ożywa, wypełnia moje emocje, a moje emocje przekładają się na słowa. (…) Do tej pory nie byłam w stanie napisać tego listu… Tomasz był jednym z najbardziej wolnych i niezależnych ludzi, jakich znam. Był poza normą. Chciał przeżywać przygody, spełniać marzenia, żyć pełnią życia, przekraczać granice i stawiać czoła nieznanemu. Kierował się przekonaniem, że nic nie jest niemożliwe. Tomasz zdecydował się być wolny…

– pisze Eli.

Ojciec Tomasza Mackiewicza wierzy, że on nadal żyje!


Dzisiaj piszę do ciebie list pożegnalny, ale wolałbym się nie żegnać, bo to jest coś, czego nie mogę zrobić

– dodaje.

Dalej pisze:


Przeżyłam z tobą wyjątkowe chwile. Zrobiliśmy razem piękne i autentyczne rzeczy. Nadal będziesz istniał w moim życiu na wiele sposobów, bo gdy się pozna kogoś takiego jak ty i pozwoli mu wejść do swego życia, to nie da się już zatrzeć śladu o tej osobie. Twój uśmiech pozostanie na zawsze w moim sercu, a iskra twoich oczu będzie rozjaśniać moje dni. (…) Za każdym razem, gdy mówiłeś, widziałem magię w oczach tych, którzy cię słuchali. Byłeś wielkim człowiekiem, pomnikiem, żywym mitem i geniuszem.


Nie wiem, kiedy przekroczyłeś tę ostateczną linię i czy mogłam wtedy to spostrzec. Nie wiem, kiedy zaczęłam cię tracić, kiedy dotarłeś do punktu, skąd nie ma już powrotu i czy sam to poczułeś. 90 metrów poniżej szczytu byłeś jeszcze w dobrej kondycji. Potem niewiele rozmawialiśmy, ale nie mniej niż wcześniej. Byliśmy bardzo skoncentrowani, kiedy się wspinaliśmy. Nie wiem, jak to się stało, że dzisiaj się żegnamy. Jedyne co czuję, to twoja nieobecność i cała fala uczuć

Takimi słowami kończy list Eishabeth:


Byłeś człowiekiem z wielkim sercem i walczyłeś do końca, by zejść na dół i uratować mi życie.Jestem ci winna życie Tomku, bo gdybyś nie miał siły i odwagi, by walczyć o zejście na 7280 metrów tej zimnej, nieludzkiej nocy z 25 na 26 stycznia, to mnie by już tu nie było, byłabym teraz z tobą. Dałeś mi swoją wielką, piękną energię, którą dziś zabieram ze sobą. Dziękuję, że byłeś tym, kim byłeś

– kończy Revol.