„Hello Body”, „Natural Mojo”, „Twój Cel To”, „Banana Beauty” to marki, które dobrze znamy z Instagrama. Nie ma dnia, żeby jakaś influencerka, a nawet top gwiazda nie reklamowała tych firm. Monika Goździalska i Paula Peszko postanowiły sprzeciwić się nachalnemu promowaniu tych produktów – twierdzą, że w ogóle nie warto ich kupować.

Reklamy na Instagramie

Gustowne mieszkanie Małgorzaty Sochy – zobaczcie, jak urządziła się aktorka (ZDJĘCIA)

Wymienione marki reklamują takie gwiazdy jak:  Karolina Pisarek, Andziaks, Sylwia Madeńska, Maffashion, Blanka Lipińska, Honorata Skarbek, Sandra Kubicka, Natalia Siwiec, a nawet Marina Łuczenko-Szczęsna, Barbara Kurdej-Szatan, Julia Wieniawa, czy Katarzyna Cichopek.

Natomiast nie wszystkie gwiazdy Instagrama uważają te produkty za zbawienie i niezbędny w diecie, czy kosmetyczce. Opinią na temat Hello Body podzieliła się na swoim Instagramie Monika Goździalska – uczestniczka „Big Brothera„, „MasterChefa” i prowadząca program w Superstacji – „Z pierwszej strony”.

Monika na swoim Instagramie nie przebiera w słowach i opisuje produkty słynnych marek m.in. „Hello Body”. Nie ukrywa, że ludzie są naiwni, bo można dostać taki sam produkt o takim samym składzie w Rossmannie za połowę ceny.

Mąż Joanny Krupy żartuje z jej polskiej opalenizny

 

Goździalska w rozmowie z KOZACZKIEM tłumaczy, że za sukcesem firmy stoi reklama, dzięki której ludzie dają się naciągnąć.

Są takie dni, kiedy przerzucasz story różnych osób i widzisz ciągle tę samą reklamę i jednego dnia wszystkie mają ten sam kod – to jest żenujące! Nie zapominajmy, że często biedni ludzie zbierają miesiącami na to i kupują tylko, dlatego że Zosia zareklamowała i pewnie dla mnie też będzie takie dobre, a to nieprawda, bo 0,5 kg białka nie kosztuje 150 zł tylko 1 kg – 59 zł i to naprawdę bardzo dobrego, którego używają sportowcy. Ja wiem, że reklama dźwignią handlu, ale niektóre produkty nie mogą być stosowane przez osoby chore na tarczycę, o czym się nie mówi – wyjaśnia nam Goździalska.

Podkreśla, że skład jest bardzo wątpliwy, bo shake za 149 zł – 500 g ma najtańszą formę białka z grochu i białka sojowego, który jest niewskazany dla osób z chorobami tarczycy.

Generalnie skład tych minerałów i witamin jest mocno przesadzony – stwierdza.

Zapytaliśmy Monikę, dlaczego ona nie pokusiła się o reklamę tych produktów. W końcu tak wiele topowych gwiazd na tym zarabia.

Oczywiście mogłabym zarabiać dzisiaj naprawdę bardzo duże pieniądze, ale mam co jeść, mam co pić, mam gdzie mieszkać i nie chcę oszukiwać biednej Zosi Kowalskiej, po to, żeby zarobić parę groszy. Dzisiaj doszłam do takiego etapu, że moje obserwujące potrafią napisać tym celebrytkom, gwiazdom, aktorkom komentarz pt. „Zobacz, ile to ma w sobie szkodliwości, dlaczego to reklamujesz”. Chciałabym, żebyśmy zarabiali, ale uczciwie na dobrych produktach u nas w Polsce. Tak naprawdę wiele z tych produktów, o których rozmawiamy należy do jednej firmy, które mają odnogi i zarabiają grube pieniądze – zdradza.

Zdaniem Moniki, wiele osób nabiera się na reklamy, ponieważ, kiedy nagrała instastory na temat „Hello Body„, dostała 400/500 wiadomości od internautów pt. „Monika też wyrzuciłam, też zrozumiałam, też byłam naiwna, wierzyłam jej…”. Z kolei Monika zapewnia nas, że wielokrotnie pomagała firmom za darmo, aby mogły się wybić w wyścigu szczurów.

To samo zdanie ma influencerka Paula Peszko – stewardessa Emirates i dziewczyna Franka z programu „Love Island”. Paula często na swoim Instagramie wstawia recenzje na temat różnych kosmetyków. Otwarcie i szczerze mówi, co dostała do przetestowania i jaką skuteczność mają wg niej produkty.

Paula Peszko odpowiedział na parę pytań Kozaczka. Na wstępie podkreśla, że nie ze wszystkimi produktami „coś jest nie tak”, bo wielokrotnie zdarzyło się, że te produkty faktycznie miały takie działanie, o jakim wyraźnie mówi producent.

Jednak influencerzy, chcąc sprzedać produkt jak najlepiej, wykazują się zbyt dużą kreatywnością, przez co wprowadzają ludzi w błąd, opowiadając lub też pokazując cudowne działania/zastosowania produktu, które w rzeczywistości odzwierciedlenia niestety nie mają. Stąd też powstał mój pomysł na „testowanie” tych magicznych specyfików. Pod moje skrzydła oraz Franka (mój chłopak) trafia obecnie wiele osób z problemami metabolicznymi, co (wnioskujemy po głębszej analizie) wzięło się ze względu na różne diety cud i wspaniałe, odchudzające proszki. Dlatego też jako pierwszy pod lupą znalazł się produkt o nazwie „Natural Mojo” – mówi nam Paula.

Tłumaczy, że producent zachęca do zastępowania dwóch posiłków dziennie swoim shakiem „Natural Mojo”, który jest niczym innym jak tylko białkiem w proszku, z ładną etykietą, niewartym absolutnie swojej ceny. Uważa, że takie shaki sieją w organizmie ogromne spustoszenie.

Kolejnym problemem, na jaki zwraca uwagę influencerka, jest chwyt marketingowy – firmy oznaczają swoje kosmetyki jako „wegańskie”, co dla wielu osób jest „EKO”.

Niestety nie ma to ze sobą nic wspólnego. Są firmy kosmetyczne, które mają wegański skład (brak produktów pochodzenia zwierzęcego), jednak skład wciąż jest TRAGICZNY i tego kosmetyku nie można zaliczyć do kosmetyków naturalnych. To samo tyczy się np. kolagenu. Często spotykamy się z określeniem „kolagen morski”, chcąc nieco zataić prawdę, a tym samym przyciągnąć do siebie konsumenta, gdyż „morski” sprawia wrażenie kolagenu z ryby, ale tak naprawdę może to być przecież… alga? mogą to być odpady śmieciowe z ryby… brak tu ścisłej informacji. Jako konsumentowi – nie podoba mi się to – zaznacza.

Podkreśla, że w porównaniu z innymi produktami, „Hello Body” ma dobry skład.

Stylowe mieszkanie Kasi Zielińskiej. Zobaczcie, jak urządziła się aktorka (ZDJĘCIA)

Ostatnio na Instagramie można zauważyć, że wiele poważanych gwiazd zaczęło reklamować przeróżne kosmetyki i to zazwyczaj te, o którym mowa w artykule. Paula zapewnia, że nie na nic przeciwko takiej reklamie, a jest jedynie oburzona, że takie osoby posuwają się do kłamstwa i nierzetelnej opinii…

Dla mnie jest ogromna różnica między aktorem, a influencerem. Gdy mamy aktora w reklamie to sprawa jest dla nas jasna: ktoś dostał pieniądze za odegranie swojej roli. Influencerzy jednak krzyczą z każdej strony, że są autentyczni, ich opinie są rzetelne i niczego nie udają – uważa Peszko.

Sama przyznaje, że gdyby dostała jakąś satysfakcjonującą ofertę współpracy za pieniądze, zapewne by ją przyjęła, ale zależy jej na współpracy z firmą, za którą mogłabym poświadczyć swoim nazwiskiem.

Mam swoją, dobrze płatną pracę, wobec czego mogę pozwolić sobie na to, aby przebierać we współpracach i nie mam parcia na zarabianiu na naiwności, czy też niewiedzy innych osób – podkreśla Paula.

Zdradza nam, jak wygląda współpraca:

Jeśli się już zarabia, to dostaje się określoną sumę pieniędzy za odpowiednią ilość kafelek na InstaStory (dostaje się cały „plan wydarzeń”, jak prezentacja produktu ma wyglądać) lub zdjęcie na profilu. Często dostaje się też procent od sprzedaży (stąd te kody rabatowe, które mają dodatkową funkcję – pozwolić monitorować, ile osób z polecenia od danego influencera zakupiło produkt) lub dostaje się produkt w barterze (za darmo) i zarabia się jedynie na procencie od sprzedaży. „Wzięci” influencerzy, którzy mają ponad 100 tysięcy obserwujących, zarabiają blisko 10 tysięcy złotych – mówi nam Paula.

Firma „Natural Mojo” odpiera zarzuty. Uważa, ża jest to nieporozumienie, porównując ich produkty do proteinowych proszków dla profesjonalnych sportowców.

Nasze koktajle Fit nie są przeznaczone dla profesjonalnych sportowców, ponieważ nie są czystym białkiem do wzmocnienia mięśni. Są to produkty zastępujące posiłek, które mają mniej kalorii niż normalny posiłek, a mimo to nadal zapewniają wszystkie niezbędne składniki odżywcze (witaminy i minerały). Nasza kombinacja białek, w tym serwatki, grochu i soi, została zaprojektowana w celu zapewnienia pokrycia zapotrzebowania kluczowych aminokwasów – tłumacz firma.

Eliza Trybała pokazała się w CZARNYCH włosach. PETARDA czy tandeta? (Instagram)

Zapewnia, że skład produktów Fit jest ściśle regulowany rozporządzeniem (WE) nr 1924/2006 Parlamentu Europejskiego i Rady z dnia 20 grudnia 2006 r – w sprawie oświadczeń żywieniowych i zdrowotnych dotyczących żywności, co dowodzi, że można stracić wagę z tą kompozycją, bez niedoboru składników odżywczych. Dlatego nie może być mowy o nieskuteczności produktów.

Bardzo ważne jest również, aby zrozumieć, że zamiennik posiłku nie jest substytutem, a jedynie uzupełnieniem zrównoważonej, zróżnicowanej diety i zdrowego stylu życia. To nie jest cudowne lekarstwo, ale produkt oparty na wymogach prawnych, a więc na wiedzy naukowej. Nasze produkty mogą być stosowane jako część programu kontroli masy ciała, który obejmuje aktywność fizyczną, zarządzanie stresem i wystarczającą ilość snu, między innymi aspektami „świadomego życia”. Wyniki będą oczywiście zależeć od ogólnego stylu życia i zachowań żywieniowych – czytamy w oświadczeniu.

Firma „Natura Mojo” podkreśla, że dodatkowo współpracują z producentem żywności z certyfikatem IFS w południowych Niemczech – IFS (International Food Standard) to niezależny, uznawany na całym świecie certyfikat, który firmy otrzymują tylko wtedy, gdy przestrzegają najwyższych standardów jakości w zakresie zakupów / zakupów i produkcji.

Czekamy na komentarz firmy „Hello Body”.

A wy co sądzicie o produktach wymieniony w artykule? Możecie podzielić się też swoją opinią?