Modne jest obnażanie swojej prywatności w wywiadach. I to już nie samodzielnie, a razem z babcią. Wyobrażacie sobie, by wspólnie odebrać sobie resztki spraw rodzinnych?

Frytka inaczej postąpić nie mogła (i pewnie dlatego do końca już zostanie Frytką, a nie Agnieszą Frykowską). Ona i jej babcia, Ewa Morelle, zdecydowały się na wywiad w Vivie, ma być pojednaniem pomiędzy dwiema kobietami, które przez lata nie miały ze sobą kontaktu. A żeby rozmawiało się łatwiej, towarzyszyła im dziennikarka…

– Wyjechałam za granicę w 1972 roku. Po kilku latach wyszłam za Morelle’a – biznesmena. Musiałam żyć tak, jak on dyktował. Kobiety, nie macie pojęcia, jak żyją żony na Zachodzie. One nie mają nic do gadania. Żona musi siedzieć cicho i pilnować wszystkiego, a rządzi mąż. Gdy wyszłam za Morelle\’a, miałam dużo obowiązków – zadbać o cztery domy, 12 samochodów – narzeka babcia Frytki.

Naprawdę można współczuć nadmiaru pieniędzy i obowiązków.

Wcześniej jest dość ciekawy fragment mówiący o tym, dlaczego babcia nie chciała rozmawiać ze swoją wnuczką:

– Boże, serce mi wtedy pękało. Agnieszka ma taką twarz… Taką, jak mój syn. Jego oczy, nos, usta. Nie mogłam na nią patrzeć. Przecież ja wtedy też prawie umarłam.

– Babciu, ja do dziś nie rozumiałam, dlaczego odwracałaś ode mnie wzrok… – wtóruje dramatycznie Frytka.

A teraz uwaga, bo będzie jeszcze lepiej:

– I nagle przychodzi paczka z Paryża od babci Ewy. A w niej właśnie ta lalka. Skąd wiedziałaś, że tak jej pragnę?

– Nikt nie musiał mi o tym mówić. Wyczułam to – mówi Morelle.

Można jeszcze domyślić się, że tekst był autoryzowany. Agnieszka mówiąc o karierze aktorskiej może to już uznać za swoje największe osiągnięcie. Paradoksalnie nie potrzebowała do tego teatru.

Wywiad znajdziecie w najnowszej Vivie!.

\"Frytka