Kindze Rusin można tylko zazdrościć. Stuknęła jej czterdziestka, a ona nadal zachowuje się jak głodna wrażeń nastolatka.

Momentami jesteśmy nawet znużeni tym wiecznym optymizmem dziennikarki, ale to chyba lepsze, niż czytanie wynurzeń sfrustrowanej kobiety porzuconej przez męża.

W najnowszej Gali kolejna porcja przemyśleń Kingi.

Spotykam się z przyjaciółkami w moim wieku i wszystkim nam się wydaje, że jesteśmy młode, atrakcyjne i przed nami całe życie. „Dziewczyny, czy my nie żyjemy w jakiejś iluzji?” – pytam. Ale po wieczorze spędzonym przy kieliszku wina i dobrej muzyce na plotkach i rozmowach o wszystkim i o niczym, dochodzimy do wniosku, że nie żyjemy w iluzji. Naprawdę jesteśmy młode, atrakcyjne i przed nami życie (śmiech). Uwielbiam te spotkania, nic mnie nie „doenergetyzowuje” tak jak one! – opowiada Rusin.

Na pewno Kindze łatwiej jest zatrzymać młodość dzięki temu, że ma dwie dorastające córki:

W naszym domu muzyka odgrywa dużą rolę. Nie tylko jej słuchamy – Pola, starsza córka, gra na saksofonie. Kiedy jedziemy w dłuższą podróż samochodem, razem wybieramy płyty do słuchania w drodze. Przy okazji odkryłyśmy, że wszystkie w równym stopniu kochamy na przykład twórczość Amy Winehouse. Znamy na pamięć piosenki Florence and the Machine, a ostatnio mało nie zemdlałam z wrażenia, kiedy zorientowałam się, że córka potrafi zaśpiewać więcej ode mnie piosenek mojego ukochanego zespołu Radiohead! Nie mam też zupełnie oporów, żeby pojechać z dziewczynkami na koncert Rihanny czy Lady Gagi, choćby z szacunku dla ich muzycznych gustów – tłumaczy dziennikarka.

Fajna byłaby z niej przyjaciółka? Albo mama? Jak uważacie?

Do przeczytania całego wywiadu zapraszamy TUTAJ.

\"\"

\"\"