Po wypadku podczas rajdu Dakar i hospitalizacji w Limie Krzysztof Hołowczyc powrócił do Polski. Udzielił już pierwszych wywiadów. Przyznał, że zakończył rywalizację z powodu swojego błędu.

To był mój błąd i nie doszukuję się innych przyczyn. Była trzyipółmetrowa skarpa, zjechałem z niej i uderzyłem w ścianę przykrytą piachem. Rejestrator zapisał 58 km/godz., a więc nie była to imponująca prędkość. Nawet samochód nie został uszkodzony i chciałem jechać dalej – powiedział kierowca w rozmowie z portalem Sport.pl.

Po chwili dodał:

Wielokrotnie gdzieś tam o coś uderzałem, mając w konsekwencji mniejsze czy większe bóle, ale ten znacznie się różnił od tamtych. Kiedy wyszedłem z samochodu i się przewróciłem, wiedziałem, że dla mnie rajd się w tym punkcie skończył. Nie mogłem się powstrzymać od łez. Ja, dorosły facet, płakałem, patrząc na mijające mnie pojazdy. Nie mogłem się z tym pogodzić, że to już koniec, że nie tylko mój wielomiesięczny wysiłek włożony w przygotowania, ale i mechaników oraz wspierających mnie osób, poszedł na marne. Jak mówię teraz o tym, zakleszcza mi się gardło.

Kiedy Hołowczyc wróci do sportu?

Przede mną przerwa. Lekarze oceniają, że potrwa dwa, trzy miesiące. Dzielę to na pół i mam nadzieję, że za półtora miesiąca będę gotowy do jazdy. Ja już dziś chciałbym wsiąść do samochodu, jednak zabronili mi tego lekarze. Na razie muszę się poruszać na wózku, choć mnie nosi. Generalnie nie jest źle. Żebra bolą, śmiać się nie mogę, ukruszone są kręgi, ale trudno, żeby było inaczej po takim uderzeniu. Na szczęście nie ma ubocznych skutków. Palce, dłonie i w ogóle ręce mam sprawne, nogi również.

Całą rozmowę przeczytacie tutaj.

Krzysztof Hołowczyc: Już dziś chciałbym wsiąść do samochodu