Nie zawsze była piękna
Dodatkowe kilogramy są wpisane w naturę Joanny Brodzik. Swoją drogą dziękujemy jej za to.
Jako nastolatka była pulchna. Taka, jak teraz? Nie wiemy, nie mamy dokładnych zdjęć. Wiemy tylko tyle, ile napiszą brukowce i ile sama pani Joanna Brodzik zechce wyjawić mediom.
Nie trzeba natomiast specjalnych wyznań, aby móc wysnuć jeden wniosek: Joasia stanowi przykład tego, że nie zawsze trzeba być skazanym na wygląd – delikatnie mówiąc – nie przykuwający uwagi.
Umysł miała (i ma) piękny. Ciało piękne się stało. Jak? Po drakońskiej diecie złożonej głównie z grejpfrutów. Przyszła aktorka była widać zdeterminowana. Miała swój własny plan – zostać aktorką i uciec o od wizerunku mało atrakcyjnej olimpijki.
– Olimpiadę z języka polskiego wygrała na najwyższym szczeblu – wspomina dyrektor Joanna Ozga-Jankowska, która uczyła Joannę fizyki. – Zawsze chętnie reprezentowała naszą szkołę na uroczystościach, ale o tym, że pragnie być aktorką, dowiedzieliśmy się w ostatniej chwili. Trzeba powiedzieć szczerze, że nie uchodziła za urodziwą i… miała tyle kompleksów.
Koledzy ze szkoły potwierdzają: nie było w niej zadatków na gwiazdę.
Na zdjęciu licealnym faktycznie sprawia takie wrażenie. Można powiedzieć, że wyglądała na chłopca, któremu nagle pojawił się delikatny meszek nad górną wargą.
I tak myślało wiele osób.
– Jaki uroczy, pulchny chłopiec – słyszała często jej babcia.
Każda dziewczyna wie, że takie komentarze bolą. Pewnie Joasię bolały nie mniej.
– Długo nie przypominałam dziewczynki. Wyglądałam raczej jak rumuński wyrostek w dużą nadwagą, a ludzie gratulowali mojej babci: „Jaki to uroczy, pulchny chłopczyk!\”. To nie był dobry czas, czułam się fatalnie. Szczególnie, że oprócz nadwagi pojawiły się trądzik i wąsy…
Tak czy inaczej z TEJ TUTAJ dziewczyny wyrosła kobieta pożądana przez setki tysięcy mężczyzn.
I za to ją lubimy: jest chodzącym dowodem na to, że nawet na urodę trzeba sobie nieraz zapracować. I wcale się z tym nie kryje.