Film „Pan T” nie wejdzie do kin? Szykuje się największy proces w branży filmowej
Od kilkunastu miesięcy trwa wojna.
25 grudnia 2019 roku do kin wejdzie film „Pan T”, w którym główną rolę gra Paweł Wilczak. Niestety produkcja jeszcze nie weszła na ekrany, a już ma problemy prawne.
Spór o film „Pan T”
Jak podaje Onet.pl, twórcy filmu „bez zgody zaczerpnęli motywy, bohaterów i konkretne sceny z książki „Dziennik 1954” Leopolda Tyrmanda. Kilka fragmentów przepisali niemal słowo w słowo. „Syn pisarza, właściciel praw autorskich, oskarża ich o kradzież”.
Twórcy filmu, Matthew Tyrmandem i szef Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej, Radosław Śmigulski toczą pomiędzy sobą wojnę już od kilkunastu miesięcy.
Scenarzysta filmu, Andrzej Gołda odpiera zarzuty. Tłumaczy, że scenariusz o Tyrmandzie jest tylko inspirowany „Dziennikiem 1954”:
Dziennik to zapis bieżących zdarzeń i wrażeń. W dzienniku nie ma z góry wymyślonej konstrukcji, fabuły, wątków, związków przyczynowo skutkowych itd. Nie ma zatem niezbędnych składników dzieła fabularnego, jakim jest powieść, opowiadanie czy scenariusz filmowy.
Dodaje, że musiał wiele kwestii wymyślać – Tyrmanda jako postać filmową, wątki, sceny, aby w filmie była jakaś dramaturgia. Natomiast w Dzienniku tego nie ma.
Drobny przykład: w pierwotnym scenariuszu cytowałem fragmenty Dziennika jako zapiski bohatera, który nazywał się Tyrmand. W filmie są już one w stu procentach naszego autorstwa. Czy za to, że Pan T. pisze dziennik, bo i Leopold pisał – jego synowi należy się worek pieniędzy? (…) – mówi scenarzysta „Pana T”.
Zaznacza, że inspiracja nie podlega ochronie prawnej, a cała współczesna sztuka wzajemnie się inspiruje.
Matthew Tyrmand jest innego zdania. Uważa, że film „Pan T.” został bez jego zgody w pełni wyreżyserowany na podstawie „Dziennika 1954”. Wspomina w Onecie, że był non stop zwodzony i zapewniali go, że film nie bazuje na „Dzienniku” jego ojca.
W pewnym momencie powiedziałem im, że skoro opierają się na pamiętnikach mojego ojca, to ja chcę mieć wpływ na kształt tego filmu. Miałem dość okłamywania mnie. Oni to zignorowali, więc osobiście poszedłem do ich biura. Pan Boliński stwierdził, że nie bazują na „Dzienniku”, ale równocześnie zaoferował współpracę – mówił – Matthew Tyrmand.
Tłumaczy, że w 2018 roku o filmie było coraz głośniej, a nadal twórcy filmu unikali spotkania z nim.
Możliwe, że w tym czasie zmieniono film tak, aby usunąć zbieżności z twórczością bądź osobą mojego ojca. W ostatecznej wersji filmu niektóre wątki wyglądają na dziwnie pocięte – tłumaczy ich zachowanie syn pisarza.
Reżyser filmu, Marcin Krzyształowicz wyjaśnia, że inspirował się kilkoma znanymi postaciami z lat 50, w tym również Tyrmandem. Uważa, że Matthew Tyrmand specjalnie blokuje produkcję, aby otrzymać „horrendalne pieniądze”.
Dodaje, że zawiódł się na dyrektorze PISF, który zamiast stać po ich stronie, jest „rzecznikiem interesu Matthew Tyrmanda”.
Jak zauważają dziennikarze „Onetu”, będzie to największy proces o prawa autorskie w historii polskiej kinematografii.