Z niewytłumaczalnych powodów czuję do niej sympatię. Co oczywiście nie przeszkadza mi skrzywić się, gdy widzę jedną z jej kolejnych kreacji.

Ot, choćby pomarańczowo-zieloną sukienkę, w której pojawiła się na rozdaniu Eska Music Awards.

Copacabany tutaj nie mamy, chociaż pewnie Mandaryna bardzo by chciała. My też – strój byłby wówczas bardzo na miejscu.

Brakuje mi tutaj jednej rzeczy. Przez moment zastanawiałam się, czego. Otóż drinka brakuje. Takiego z parasolką, koniecznie dwukolorowego, z warstwą cukru przy brzegach szklanki.

Cóż, nie mogę wiele wymagać od kogoś, kto nigdy za ikonę stylu nie uchodził.

Przyznaję jednak, żę przynajmniej nigdy do tego miana nie aspirowała. To też docenić trzeba, prawda?