Amanda Seyfried zagrała niedawno w dwóch bardzo komentowanych produkcjach: Nędznikach, u boku Anne Hathaway, która dla roli Fantine schudła kilkanaście kilo oraz w Lovelace, filmie na temat Lindy Lovelace, legendarnej gwiazdy porno z traumatycznym życiorysem.

Zapytana o to, czy zmieniłaby się jakoś dla roli, odparła, że – wzorem Anne – byłaby gotowa obciąć na krótko swoje długie włosy.

– Nie sądzę jednak, bym mogła schudnąć, bo nie potrafiłabym być na jakiejkolwiek diecie. Oszalałabym – mówi.

Dużo mniejszy problem niż odchudzanie stanowi nagość na planie zdjęciowym. A film Lovelace wymagał jej bardzo dużo.

– Tu nie chodzi o moje ciało. Tu nie chodzi o mnie – uzasadnia. – Grasz kogoś innego. Nikt nie uwierzy w scenę seksu, jeśli ludzie są ubrali. Nie uwierzysz, że to striptizerka, jeśli ma na sobie cały czas biustonosz i bieliznę. Tak samo musisz być pewna swojego ciała i pozwolić ludziom, by zobaczyli trochę twojej skóry. Nie mam nic przeciwko temu.

A zatem tak dla golizny bo „tu nie chodzi o nią”, ale z odchudzaniem kwestia zmienia się diametralnie. Kto uwierzyłby zmizerniałej prostytutce, jaką gra Hathawy, gdyby nosiła rozmiar 40?

&nbsp
Amanda Seyfried nigdy nie odchudzałaby się dla roli

Amanda Seyfried nigdy nie odchudzałaby się dla roli

Amanda Seyfried nigdy nie odchudzałaby się dla roli

Amanda Seyfried nigdy nie odchudzałaby się dla roli