Kilka dni temu Anna Popek (50 l.) udała się do Katowic na promocję swojej najnowszej książki. W niedzielę wracała już do Warszawy autostradą A1 i wtedy spotkało ją nieszczęście.

Agnieszka Więdłocha w Cosmo: Dlaczego NIGDY nie zobaczymy jej śniadania na Insta

O 16.00 powinnam już być w studio. Śpieszyłam się, żeby być odpowiednio wcześniej i doszło do kolizji z innym samochodem, który jechał na równoległym pasie. Wszystko wyglądało naprawdę groźnie, wypadek mógł skończyć się śmiercią – opowiada w „SuperExpress” dziennikarka.

Popek opisała szczegółowo przebieg całej sytuacji. Widać, że wypadek bardzo mocno nią wstrząsnął.

Kilkaset metrów hamowałam, żeby zatrzymać auto na poboczu, wybuchły wszystkie poduszki, w środku czuć było smród spalonych opon i uczucie zupełnej bezwładności i niepewność, w którą stronę to wszystko się potoczy i czy dobrze się zakończy – tłumaczyła.

Majka Jeżowska OBURZONA: Zapytał czy reklamuję sklep z karmą dla kotów

Dziennikarka po wypadku od razu pojechała dokończyć dyżur w studiu TVP. Mamę poinformowała dopiero po pracy. Najgorsze było dopiero na drugi dzień.

Jak człowiek ma do zrobienia robotę, to emocje przekłada na później. Miałam dyżur, następnego dnia rano prowadziłam program i dopiero po powrocie do domu to wszystko zaczęło schodzić. Byłam rozbita, snułam się po domu, przez dwa dni prawie nie byłam w stanie wyjść na zewnątrz. Myślałam o tych sekundach, które mogły sprawić, że bym się nie obudziła albo została kaleką – opowiada Ania.

Przyznaje, że wszystkiemu winny był pośpiech, zmęczenie, brak koncentracji i stres.

Wyświetl ten post na Instagramie.

Na żywo w radio Wnet teraz

Post udostępniony przez Anna Popek (@annapopek_official)