Enrique Iglesias, którego kariera stanęła w martwym punkcie jakiś czas temu, najwyraźniej próbuje przypomnieć o sobie światu. W jaki sposób? Całkiem popularny – wyciągając na wierzch stare historie.

Iglesias sześć lat temu przyznał, że jego przyrodzenie nie jest zadowalających rozmiarów. Potem próbował się tłumaczyć, twierdząc, że to wszystko był żart, ale jak to bywa – ludzie nie chcieli słuchać.

Teraz podjął kolejną próbę:

„Powiedziałem, że mój penis jest mały, ale to był żart. Wszyscy oczywiście wzięli to dosłownie i kiedy tłumaczyłem, nikt mi nie wierzył. Ale kiedy przychodziło co do czego, kobiety były później mile zaskoczone.\”

No cóż, czasami trzeba pomyśleć dwa razy, zanim coś się powie. Szczególnie, kiedy jest się gwiazdą.