Natalia Niemen o byciu matką: „Widziałam, że nie jestem dobrą mamą”
Mówiła też o traumach z dzieciństwa: "Przez całe życie mam wrażenie nie byłam sobą".
Natalia Niemen jest córką wybitnego piosenkarza Czesława Niemena. Przez lata próbowała swoich sił jako piosenkarka, jednak w pewnym momencie porzuciła karierę i wyszła za mąż za syna pastora i byłego prezesa fundacji Młodzież dla Chrystusa – Mateuszem Otrębę. W tym samym czasie przeniosła się do Poznania, gdzie związała się z protestancką wspólnotą Kościoła Chrześcijan Baptystów. W 2020 roku zdecydowała się odejść z Kościoła i porzuciła chrześcijaństwo. Z mężem doczekała się trójki dzieci – dwóch dorosłych już synów i 7-letniej córeczki. W 2004 roku jej ojciec zmarł na raka, co mocno odbiło się na życiu Natalii.
Natalia Niemen w 2020 roku odeszła z kościoła. Teraz wyznaje: „Krzywdziłam ludzi”
Natalia Niemen o dzieciństwie, traumach i odejściu z Kościoła
Teraz Natalia Niemen pojawiła się u Żurnalisty, gdzie opowiedziała o swoim dzieciństwie, traumach i trudnej przeszłości oraz odejściu od wiary. Już na wstępie przyznała, że od dziecka miała skłonności do depresyjnego, melancholijnego nastroju:
Smutna byłam, płaczliwa, miałam bladą twarz z podkrążonymi oczami i emanowałam jakąś taką dużą melancholią.
Po latach szukania samej siebie, testowania różnych wierzeń religijnych oraz terapii udało jej się odkryć przyczynę swoich problemów i traum z dzieciństwa:
Traumy transgeneracyjne, dzisiaj to wiem. Każda rodzina niesie w następne pokolenia traumy nieprzeżyte, niewyrażony ból, schowane pod dywan przeróżne wydarzenia, które są wstydliwe albo takie, których po prostu się ludzie boją.
Ja znam parę takich osób dorosłych, które też tak siedzą w duchowości, poszukiwaniach siebie będąc dorosłymi osobami i rozmawiając razem dochodziliśmy do tego, że nic strasznego nas w dzieciństwie nie spotykało, nie mieliśmy jakichś zapamiętanych sytuacji mocnego kalibru, a jednak gdzieś był ten smutek, mrok, coś nienazwanego, jakieś konflikty wewnętrzne i później, kiedy takie osoby jak ja wchodzą na ścieżkę pracy nad sobą przy pomocy rozmaitych terapii, wychodzą pewne rzeczy na jaw i to jest bardzo interesujące rzeczywiście dowiedzieć się tego po latach i odetchnąć z ulgą, bo
dziecko kiedy czuje coś, a nie wie skąd to jest, a są to uczucia trudne jak strach, smutek, płaczliwość, to ma szansę poczuć się źle ze sobą, a to nie rokuje dobrze na życie.
W dalszej części rozmowy przyznała, że droga, którą przeszła była jej potrzebna do samorozwoju i stawania się lepszą osobą:
Od dziecka byłam osobą bardzo duchową, dużo analizowałam, czułam, widziałam, nawet odczuwałam rzeczy, których nie odczuwali inni. Trudno to nazwać, ale gdzieś tam jakaś taka aura tajemnicy i takiego imperatywu żeby grzebać się w niewidzialnym we mnie istniała. Stąd też wycieczki i zatrzymania się, przystanki w religijnych obszarach chrześcijańskich, chociaż przed chrześcijaństwem interesowałam się buddyzmem.
Ja zawsze miałam potrzebę samonaprawiania się, uzdrawiania i stawania się osobą na wyższym poziomie niż jestem. Wszechświat mnie fajnie prowadził przez odrabianie różnych lekcji, które doprowadziły do tego, że dziś jestem sobą. Bo przez całe życie mam wrażenie nie byłam sobą.
Natalia Niemen o wychowywaniu dzieci. Popełniła wiele błędów
Jednym z czynników, który motywował ją do pracy nad sobą były jej relacje z własnymi dziećmi oraz wyrzuty sumienia, że nie jest wystarczająco dobrą matką:
Ja po prostu chciałam być dobrym człowiekiem. Widziałam, że nie jestem dobrą mamą, bo byłam w depresji, bo było mi źle i smutno z tytułu różnych okoliczności życiowych, na które nie miałam wpływu.
Choć po drodze popełniła wiele błędów w wychowywaniu swoich dzieci, dziś uważa, że między innymi to właśnie dzięki nim udało jej się dobrze wychować swoich synów:
Nie nazwałabym tego dzisiaj porażką, po prostu popełniłam dużo błędów, ale dzisiaj wiem, że one były potrzebne, też z tytułu mojej wiary w reinkarnację.
Myślę, że błędy rodzicielskie, które wychodzą z rodzica świadomego i cholernie mocno chcącego stawać się lepszym rodzicem, co daje szansę, że naprawdę lepszy, a więc w tym wszystkim buduje więź, co jest kluczowe, sprawia, że suma summarum te dzieci są dobrze wychowane.
Ja byłam smutna, denerwowałam się za dużo, skorbowana religijnie byłam czasem, przy tym wszystkim byłam moim chłopcom bardzo oddana i zrezygnowałam ze swoich pasji artystycznych, bo bardzo chciałam, żeby oni mieli bliskość matki. Ta matka była de facto niestabilna emocjonalnie, a jednocześnie starała się.
Natomiast do tej pory mam z synami fantastyczną więź, udało mi się to zrobić. Będąc matką 7-letniej Danusi jestem już za*ebistą matką.