Natalia Niemen jest córką wybitnego piosenkarza Czesława Niemena. Przez lata próbowała swoich sił jako piosenkarka, jednak w pewnym momencie porzuciła karierę i wyszła za mąż za syna pastora i byłego prezesa fundacji Młodzież dla Chrystusa – Mateuszem Otrębę. W tym samym czasie przeniosła się do Poznania, gdzie związała się z protestancką wspólnotą Kościoła Chrześcijan Baptystów.

W 2020 roku zdecydowała się odejść z Kościoła i porzuciła chrześcijaństwo. Z mężem doczekała się trójki dzieci – dwóch dorosłych już synów i 7-letniej córeczki. W 2004 roku jej ojciec zmarł na raka, co mocno odbiło się na życiu Natalii.

Natalia Niemen w 2020 roku odeszła z kościoła. Teraz wyznaje: „Krzywdziłam ludzi”

Natalia Niemen o alkoholizmie. Przez 10 lat walczyła z nałogiem

Teraz Natalia Niemen pojawiła się u Żurnalisty, gdzie opowiedziała o swoim dzieciństwie, traumach i trudnej przeszłości. W trakcie rozmowy poruszono wątek jej problemu z alkoholem. Artystka przyznała, że w najtrudniejszym okresie życia wpadła w nałóg, który trwał aż dziesięć lat:

To było w latach 2006-2016. Ja miałam z tym problem, ponieważ było mi tam [w Poznaniu – przyp.red] bardzo źle. Ponieważ musiałam być w środowisku kościelnym o rysie sekciarskim, ponieważ byłam samotna, ponieważ jak to się mówi w psychologii „nie miałam zasobów zewnętrznych”. Nie jest nikt w stanie funkcjonować w taki sposób.

Przypomnę, że umarł mi ojciec, stałam się mamą, o czym bardzo marzyłam zawsze, po jednym synu narodził się drugi, w zasadzie nikt nie był w stanie mi dać wsparcia emocjonalnego.

Na szczęście nie byłam tak bardzo upubliczniania, ale gdzieś tam docierało do mnie, w czasach, gdy jeszcze tego internetu tak nie było, że ludzie na mnie gadają. Przyjaciele, rodzina są w Warszawie, ja tu muszę chodzić do jakiegoś kościoła, proszę tego Boga żeby mi pomógł, bo jest mi tak źle, codziennie płaczę, że źle traktuję synów, wydaje mi się, że nic przede mną, nikt mnie nie rozumie i szukałam ulgi.

Ja w taki sposób próbowałam sobie radzić.

Natalia Niemen: Nie rozumiem tych określeń Mój brzuch, moje ciało…

Natalia Niemen wygrała z nałogiem. Bała się umrzeć

Ostatecznie jednak udało jej się wygrać z nałogiem. Przyznała, że motywacją do walki były ostrzegawcze sygnały wysyłane przez jej ciało:

Sama sobie poradziłam. Dziwnym trafem pare miesięcy przed zajściem w ciążę z moim trzecim dzieckiem miałam taki problem podczas rozpoczynającej się grypy, że coś mi w głowie trzasnęło, trudno to opisać, jakiś błysk. Jako dziecko miałam epizody padaczkowe, które później samoistnie się zlikwidowały.

Później podczas tejże grypy miałam podobną sytuację, bardzo się przestraszyłam, byłam sama z dziećmi. Dzieci poleciały po sąsiadkę, sąsiadka karetka, ja myślałam, że umieram. Okazało się, że nie umieram, tylko miałam niedoleczoną tą grypę, a moje ciało bardzo reagowało na przemoc religijną, której doświadczałam.

I potem wylądowałam u neurologa i tam zrobiono mi badania, pan powiedział „no jeśli pani pije, to niech pani nie pije, bo tutaj te epizody padaczkowe były i to nie służy” i ja się przestraszyłam. Także rzeczywiście takie zderzenie z ciężarówką było. A potem oczywiście zaszłam w ciążę i absolutnie nie przychodziło mi do głowy, żeby do kielicha zaglądać.

Nim jednak całkowicie udało jej się wygrać z alkoholizmem, ciało drugi raz musiało jej przypomnieć o kruchości życia. Dopiero wtedy Natalia przestraszyła się na tyle, że ze względu na córeczkę raz na zawsze zerwała z nałogiem:

Ale później po kilku latach nadal moje ciało szukało ulgi i przez 2-3 lata jeszcze popijałam sobie. To zawsze było po cichu, jak nikt nie patrzył. Bo szukałam tej ulgi. I znowu muszę mojemu ciału podziękować, bo zaczęły się jakieś rewelacje z serduchem i się przestraszyłam, że dostanę zawału, że kipnę, a nie mogę, bo mam dziecko małe i tak w ogóle, to chcę żyć, bo mam tyle marzeń niespełnionych i tyle pasji. Więc tak naprawdę nie piję od roku 2022, nawet jak ktoś mi proponuje wino, to proszę żeby do tego była woda dolana.

W trakcie rozmowy Natalia Niemen opowiedziała o momencie, w którym zdała sobie sprawę z tego, że ma poważny problem:

To jest tak, że jeśli masz taki problem z uzależnieniem, z czymś kompulsywnym, to ty bardzo dobrze wiesz, że to jest złe. Bardzo dobrze wiesz, że stosujesz autodestrukcję i to się źle skończy. Natomiast nie jesteś w stanie z tym wiele zrobić. Dlatego ja wiedziałam, że to jest złe, nie robiłam tego codziennie, ale robiłam na tyle często, że w pewnym momencie stwierdziłam „Jezus Maria, jestem uzależniona. Jestem alkoholiczką”.

Na koniec opowiedziała o towarzyszących jej myślach samobójczych. Choć jak wyznała, tego typu myśli czasem jej się zdarzają, nigdy nie miałaby odwagi, by odebrać sobie życie:

One mi się czasem odpalają, w ostatnim roku coraz rzadziej. Ostatnio mi się dwa razy odpaliły, jak miałam taki potężny wpi**dol z każdej strony. To chyba był marzec, myślałam, że nie wyrobię. Wszystko mi na raz w ruiny padło. (…) Ja się jednak zawsze bałam, a są ludzie, którzy to robią. Jest ta odwaga w ludziach, żeby to zrobić, a u mnie tego nie było.