W sobotę w Lublinie miał się odbyć marsz równości. Jego organizacja wywołała sporo kontrowersji, w dyskusji na temat imprezy wziął między innymi udział wojewoda lubelski, którego słowa zostały odczytane przez organizatorów marszu jako przejaw dyskryminacji i mowy nienawiści.

Po przepychankach głos zabrał Krzysztof Żuk, prezydent Lublina. We wtorek na specjalnie zwołanej konferencji Żuk oświadczył, że podkął decyzję o zakazaniu marszu równości.

Stanąłem przed trudną decyzją. Nie opowiadam się za żadną ze stron – powiedział Żuk (cytujemy za Dziennikiem Wschodnim).

Prezydent miasta dodał, że wziął pod uwagę zarówno bezpieczeństwo uczestników marszu, jak i mieszkańców Lublina. Stwierdził, że w internecie pojawiły się groźby pod adresem uczestników marszu, w tym groźba pozbawienia życia.

Służby miejskie dokonały oceny sytuacji, czego efektem jest zgłoszenie do policji o podejrzenia przestępstwa przez pseudokibiców, którzy stosując mowę nienawiści nawołują do udziału w kontrmanifestacji i ataku na uczestników marszu. Nawoływanie do takich czynów i działań, w tym przemocy, może wskazywać na uzasadnione podejrzenie popełnienia przestępstwa ściganego z urzędu – powiedział Żuk.

Tymczasem Robert Biedroń, prezydent Słupska, napisał na swoim Instagramie:

Jednym z powodów, dla których angażuję się w politykę jest chęć zmiany, żeby nikt nigdy nie robił takich numerów demokracji.✌️Zakazywał Kaczyński, zakazuje Żuk, kto następny w kolacji POPiSu? #żuk #lublin #marszrownosci.

Rozczarowania decyzją Żuka nie kryją też organizatorzy eventu:

– Nie zgadzamy się z decyzją prezydenta i uważamy ją za skandaliczną i bezpodstawną. Będziemy starali się udowodnić to w sądzie. Sytuacja jest bezprecedensowa – mówi Bartosz Staszewski, jeden z organizatorów marszu.

– Lublin nie jest gorszy od Wrocławia, Katowic, Szczecina czy jakiegokolwiek innego miasta, w którym doszło do marszów. Jesteśmy przekonani, że sąd przyzna nam rację i w sobotę spotkamy się w Lublinie – zapowiada.