Mikołaj Roznerski zdradza, jak całuje na planie
Zgadzacie się, że to "polski Ryan Gosling"?
Mikołaj Roznerski póki co nie należy jeszcze do świata celebrytów. Nie widać go na salonach, nie pojawia się na premierach ani na imprezach. Ale fanki mają na niego oko – dzięki rolom w M jak Miłość i w Na Wspólnej aktor ma ich już sporą rzeszę.
Nazywają go „polskim Ryanem Goslingiem. O tym, że bywa porównywany do gwiazdora z Hollywood, Roznerski dowiedział się od redaktorki JOY-a, która niedawno przeprowadzała z nim wywiad.
Jest mi bardzo miło – skwitował sprawę Mikołaj. – Jestem ogromnym fanem tego gościa, jego aktorstwa i filmu „Drive”.
Mikołaj, który w serialach gra złych chłopców i łamaczy serc, opowiada magazynowi, jak radzi sobie z intymnymi scenami na planie. Czy Mikołaja krępują takie sceny?
Nawet bardzo – brzmi odpowiedź. – Grasz przecież z obcą osobą. Kiedyś miałem do odegrania pewną scenę łóżkową. Byłem na trzecim roku studiów, więc wydawało mi się, że trzeba wszystko robić na serio! Ale kiedy zobaczyłem piękną Francuzkę, z którą mam to odegrać, przestraszyłem się, że nie wytrzymam! Myślałem sobie: „młody jestem, nie oszukam fizyczności!” – śmieje się. W szkole uczą nas całowania się na scenie. Trzeba celować tuż obok ust, a nie prosto w usta! Ale w filmie robi się trochę inaczej. Jest duże zbliżenie kamery i nie można udawać, bo widz i tak wszystko zobaczy.
Mikołaj ma swój patent na całowanie się przed kamerą:
Po prostu, całując partnerkę, nie używam języka, dotykam ją tylko ustami. To taka ogólnie przyjęta w filmie zasada – tłumaczy Roznerski.
O tym czy jest już rozpoznawany na ulicy, jak wspomina swoje pierwsze lata w Warszawie i trudne początki w Lublinie, a także jak dwuletni syn Mikołaja robi mu kawę, przeczytacie w nowym JOY-u.