Trzy lata po śmierci Anny Przybylskiej na rynku ukazała się pierwsza autoryzowana biografia aktorki. Gwiazdę wspominają jej przyjaciele i rodzina. O przyjaźni i rozstaniu w Wysokich obcasach opowiada też przyjaciółka Przybylskiej, a zarazem jej menedżerka, Małgorzata Rudowska.

Jarosław Bieniuk nie przyszedł na promocję książki o Ani Przybylskiej

Rudowska przyjaźniła się z Anią od 1995 roku. Były bardzo zżyte. Gdy okazało się, że aktorka jest bardzo chora, jej menedżerka robiła wszystko, by ułatwić codzienne sprawy.

W rozmowie z Wysokimi obcasami Rudowska opowiada, jak dowiedziała się o chorobie przyjaciółki:

Od Ani. Miałyśmy razem jechać w lipcu na wakacje do Stanów, długo je planowałyśmy. Ania zapisała się tam razem z Oliwią (córka Anny Przybylskiej i Jarosława Bieniuka – red.) na zajęcia z angielskiego. Co prawda bardzo dobrze mówiła po angielsku, ale chciała się jeszcze podszkolić, mówić perfekcyjnie. Od dłuższego czasu bolał ją brzuch, ale ponieważ regularnie się badała, podejrzewała, że to niestrawność. Gdy wykryto u niej guza, powiedziała mi, że jest niezłośliwy, że podobnego ma ileś procent kobiet w jej wieku.

Wiedziałam, że rak trzustki to wyrok, mimo pomocy najlepszych lekarzy, ale Ania mnie przekonywała, że wytną jej guza i będzie w porządku. Zdecydowała, że pójdzie do szpitala właśnie w czasie, kiedy miałyśmy jechać. „We wrześniu muszę być z powrotem w domu, dzieciom zacznie się szkoła” – powiedziała. Przebukowała swoje bilety do Stanów i powiedziała jeszcze: „Ty jedź, masz zaplanowany urlop. Ja się w tym czasie zoperuję, będziemy w kontakcie. Nikt się nie dowie”.

Po powrocie ze Stanów Rudowska spotkała się z Anią:

Ania była po tych wszystkich operacjach… Skrycie liczyłam, że znajdzie się w tych dwóch procentach ludzi, którym udaje się z rakiem trzustki żyć dłużej. Pamiętam, jak wróciła ze Szwajcarii po badaniach PET i powiedziała: „Jestem czysta, nie mam raka”. Myślałam naiwnie: „Super, udało się”. A potem zaczęła się jej walka o życie. Istny rollercoaster. Rok przepełniony rozpaczą i nadzieją.

Swoją słabość pokazałam Ani dopiero dzień przed jej śmiercią. Mówiłam, że to niesprawiedliwe. Wcześniej, we wrześniu, wzięłam ją na objazd po Gdyni, po naszych ulubionych miejscach. Nie wysiadałyśmy, bo Ania była słabiutka. Wybrałyśmy się też na lody. Nikt nas nie poznał – wspomina przyjaciółka aktorki.

Anna Przybylska miała poprowadzić „Perfekcyjną Panią Domu”!

O ostatnich dniach Anny mówi tak:

Dzień przed jej śmiercią czułam, że odejdzie. Po wizycie u Ani zadzwoniłam do mojej innej przyjaciółki i zwierzyłam się jej, że to koniec. Bardzo trudne było dla mnie również to, że musiałam być przygotowana na tę sytuację także zawodowo. Nie mogłam się rozkleić, wyłączyć telefonu. Poprosiłam moją przyjaciółkę Izę, żeby pomogła mi napisać informację na stronę internetową Ani, bo ja nie byłam w stanie tego zredagować.

Ania odeszła w niedzielę. Zapowiadałam jej, że tego dnia do niej jeszcze przyjdę. Ale wcześniej postanowiłam zadzwonić do Jarka. Powiedział, że to się stanie dziś. Ania spała, a on to czuł. To były dla mnie trudne godziny. Wiedziałam, że z Anią są najbliżsi: siostra, mama, Jarek. Pewnie nikt z nich nie miałby nic przeciwko, żebym przyjechała, ale uważałam, że nie powinnam. Że to są chwile zarezerwowane tylko dla rodziny.

Po rozmowie z Jarkiem oczywiście się poryczałam, siedziałam w domu jak na szpilkach. Zadzwonili do mnie około 16 i powiedzieli, że Ania nie żyje. Po uzgodnieniu z rodziną około godziny 20 opublikowałam komunikat o śmierci Ani – opowiada Rudowska.

Menedżerka Przybylskiej mówi, że utrzymuje kontakt z rodziną aktorki:

Gdy czuję potrzebę, jadę na grób Ani. Siadam przy nim, wspominam, choć nie jest to miejsce, za którym szczególnie przepadam. Lubię się spotykać z jej mamą i siostrą. Były z Agnieszką bardzo do siebie podobne, obie takie charakterne. Kontakt mam oczywiście z Jarkiem i jego rodzicami. Mama Jarka wspaniale zajmuje się dziećmi. Kiedy są z nią, wiem, że włos im z głowy nie spadnie.

W rozmowie z Wysokimi obcasami przyjaciółka Ani Przybylskiej dużo mówi o dzieciach aktorki i Jarosława Bieniuka:

Synowie Ani są jej klonami. Mają zdolności aktorskie, zwłaszcza Jaś, najmłodszy. Kiedy Ania zmarła, miał trzy latka, więc nie może pamiętać, jak przygotowywała się do ról. A on już potrafi grać, robi miny, odtwarza
scenki. Ma w sobie to szelmostwo Ani, to muszą być geny. Oliwia wyrosła na piękną dziewczynę. Ania zawsze powtarzała, że zostanie modelką. Ale musi najpierw skończyć szkołę.

Siostra Anny Przybylskiej o jej związku:Byli fajną parą, od miłości po nienawiść

Ania rozpaczała, że osieroci małe dzieci (Anna Przybylska miała troje dzieci: Oliwię, Szymona i Jana – red.). Powtarzałam jej, że dzieciaki są jej kontynuacją i dobrze, że są. Oczywiście to straszne nieszczęście, że nie
mają mamy, ale wielką radością jest na nie patrzeć. Cudowne dzieciaki.

Cały wywiad przeczytacie TUTAJ.

Przyjaciółka Anny Przybylskiej: Dzień przed jej śmiercią czułam, że odejdzie

Przyjaciółka Anny Przybylskiej: Dzień przed jej śmiercią czułam, że odejdzie

Przyjaciółka Anny Przybylskiej: Dzień przed jej śmiercią czułam, że odejdzie

Przyjaciółka Anny Przybylskiej: Dzień przed jej śmiercią czułam, że odejdzie

Przyjaciółka Anny Przybylskiej: Dzień przed jej śmiercią czułam, że odejdzie

Przyjaciółka Anny Przybylskiej: Dzień przed jej śmiercią czułam, że odejdzie

Przyjaciółka Anny Przybylskiej: Dzień przed jej śmiercią czułam, że odejdzie

Przyjaciółka Anny Przybylskiej: Dzień przed jej śmiercią czułam, że odejdzie

Przyjaciółka Anny Przybylskiej: Dzień przed jej śmiercią czułam, że odejdzie

Przyjaciółka Anny Przybylskiej: Dzień przed jej śmiercią czułam, że odejdzie