W najnowszym numerze magazynu CKM znaleźliśmy wywiad z liderem grupy Weekend, Radkiem Liszewskim.

Autor największego hitu disco-polo ubiegłego roku przypomniał dawne czasy, gdy ludzi „robiących” polskie disco uznawano za buraków:

Jeszcze kilka lat temu, gdy ktoś przyznawała się do grania disco polo (…) ludzie automatycznie uznawali cię za chama, prostaka i buraka. Nieraz przekonałem się o tym na własnej skórze. A media tylko to nakręcały… Jechanie po nas było po prostu modne. Zawsze miałem to gdzieś i robiłem swoje. W 2004 roku nagrałem kawałek skierowany właśnie do takich szyderców: „Tera mnie to wali, bo jestem na fali”. Co prawda nie byłem jeszcze na takiej fali jak dziś, ale widocznie mam w sobie coś z Nostradamusa i przewidziałem wielką karierę (śmiech) – opowiada Liszewski.

Dziś Weekend jest na topie – ludzie śpiewają Ona tańczy dla mnie, a na koncertach dziewczyny rzucają na scenę stringi i biustonosze. Jednak wokalista grupy nie szaleje:

Wiesz, jestem szczęśliwym mężem i żona się nie denerwuje z powodu fanek – zwierza się Liszewski. – Ufa mi, a przecież to, z kim pójdę do łóżka, zależy ode mnie. Jeszcze żadna fanka mnie nie zgwałciła, więc wszystko jest pod kontrolą (śmiech).

O tym czy na discopolowych imprezach panuje rozpasanie i dlaczego Liszewski nie chce śpiewać o smutnych rzeczach, dowiecie się z nowego CKM.

Radek Liszewski: Jeszcze żadna fanka mnie nie zgwałciła