Jego utwory takie jak „Byłaś serca biciem”, „Bądź moim natchnieniem” czy „C’est la vie” nuciła cała Polska. Wyśpiewał czołówkę do „Gumisiów” i programu edukacyjnego „Przybysze z Matplanety” oraz razem z zespołem Anawa wystąpił w ramach igrzysk olimpijskich w Monachium. W młodości stanął przed ciężkim wyborem – kariera muzyczna czy sportowa – a w obydwu osiągał sukcesy. Dziś pozostaje nam tylko się zastanawiać, czy gdyby Andrzej Zaucha wybrał karierę sportową, jego los potoczyłby się zupełnie inaczej? 10 października 2022 roku minęło 31 lat od śmierci artysty, który zginął, bo pokochał niewłaściwą kobietę.

Andrzej Zaucha – kariera sportowa i artystyczna

Andrzej Zaucha przyszedł na świat 12 stycznia 1949 roku w Krakowie. Już od najmłodszych lat w jego życiu były instrumenty i muzyka – ojciec śpiewał i grał w zespołach podczas przyjęć okolicznościowych, a brat matki grał na trąbce. Mały Andrzej w wieku 8 lat zadebiutował publicznie, zastępując ojca na perkusji w jego zespole, a w kolejnych latach wielokrotnie zastępował go na koncertach. Mniej więcej w tym samym czasie, równolegle do jego talentu muzycznego rozwijało się zamiłowanie do sportu – jako dziecko grał w piłkę nożną i wyczynowo pływał, a w szkole średniej trenował kajakarstwo, co wkrótce zaowocowało pasmem sukcesów: Zaucha był mistrzem Polski młodzików i juniorów w latach 1963-1965 i wywalczył trzy złote medale mistrzowskie. Osiągnięcia Zauchy w kajakarstwie po latach wspominał Tadeusz Wróblewski, były prezes Polskiego Związku Kajakowego:

Kiedy miałem 14 lat to słyszałem o niezwykle utalentowanym zawodniku z Krakowa. Andrzej Zaucha był wtedy mistrzem Polski w młodzikach. Nie ścigałem się z nim, bo byłem od niego starszy. Nie powiem, że go znałem, bo to byłoby naciąganie. Widywałem go jednak na zawodach. (…) Pamiętam, że miał ksywkę „Biceps”. On był raczej niskiego wzrostu i nawet miał kompleks na tym punkcie. Był krępej budowy. To był taki ubity misiaczek. Był bardzo twardy. Nadawałby się świetnie do zapasów, ale w kajakach radził sobie znakomicie. Był bardzo szybki.

Z kolei trener Andrzeja, Ryszard Jękot w jednym z wywiadów wyznał, że był wymarzonym zawodnikiem i już w wieku 13-14 lat bez trudu zdobywał serca kobiet:

Trenerowi raz w życiu może się trafić taki zawodnik, jakim był Zaucha. To jest wielkie szczęście trafić na taki typ człowieka. Jak na 13-14 lat, był on bardzo silny w rękach. Miał mocno rozbudowaną górę, co w takim wieku rzadko się zdarza. Miał jednak kompleksy, jeśli chodzi o wzrost. To był bardzo fajny chłopak. Szalały za nim dziewczyny, ale brakowało mu centymetrów. Zawsze chodził w butach na grubej podeszwie, by zyskać ich jeszcze kilka. Miał przy tym wszystkim duże poczucie humoru.

Ostatecznie utalentowany zarówno muzycznie jak i sportowo Andrzej Zaucha stanął na rozstaju dróg – musiał podjąć decyzję, która miała zaważyć na jego dalszych losach. I choć ciągnęło go do sportu, po dwóch latach sukcesów przyszedł do swojego trenera i oznajmił, że chciałby grać i razem z kolegami założył zespół muzyczny. Jękot wyznał później, że Zaucha „uczciwie postawił sprawę i bardzo dojrzale, jak na tak młodego chłopaka.”

Karierę muzyczną rozpoczął śpiewając w klubach studenckich i debiutując jako perkusista w amatorskim zespole Janusza Gajca „Czarty”. W 1969 roku zaczął profesjonalnie śpiewać jako wokalista jazz-rockowej grupy Dżamble, z którą wystąpił na festiwalu Jazz nad Odrą, gdzie zwyciężyli w konkursie w kategorii zespołów rythm and blues. Zespół zakończył jednak działalność w latach 70. z powodu kłopotów finansowych. Zaucha związał się wtedy z krakowską grupą Anawa, w której zastąpił Marka Grechutę. W trakcie współpracy z zespołem, los zaśmiał się z Zauchy, który porzucił obiecującą karierę sportowca i zaprowadził go prosto na Igrzyska Olimpijskie w Monachium. Jednak nie w roli zawodnika, a artysty, który razem z Anawą dał koncert w ramach Dni Polskich. Zespół zaprezentował się tak dobrze, że przedłużono mu kontrakt o kilka dni.

Zespół Dżamble, fot. Facebook: Andrzej Zaucha

Zespół Dżamble, fot. Facebook: Andrzej Zaucha

Zaucha jednak również tu nie zagrzał dłużej miejsca i wkrótce postawił na solową karierę, którą rozpoczął w 1980 roku, by trzy lata później wydać swoją debiutancką, solową płytę zatytułowaną „Wszystkie stworzenia małe i duże”. Album przyniósł mu ogromny sukces, a rosnąca popularność wokalisty sprawiła, że w 1985 roku został zaproszony na Krajowy Festiwal Piosenki Polskiej w Opolu, na którym później występował nieprzerwanie do 1991 roku. Jego karierę muzyczną w audycji „Muzyczna Jedynka” podsumował jazzman Janusz Szrom:

Andrzej Zaucha należał do tych piosenkarzy, którzy wchodzili do studia i śpiewali utwory za pierwszym podejściem. Jest to trudne do osiągnięcia.

W drugiej połowie lat 80. zaczął próbować swoich sił w aktorstwie. Zagrał epizodyczne role w filmach „Miłość z list przebojów”, „Misja specjalna” oraz „Trzy dni bez wyroku”. Następnie w 1985 roku po raz pierwszy wystąpił w spektaklu w Teatrze STU, z którym później miał przelotne współprace. To właśnie tam kilka lat później poznał kobietę dla której stracił głowę i przez którą stracił życie. Nim jednak do tego doszło, w życiu Andrzeja Zauchy pojawiła się ukochana Elżbieta.

Zielona Gora, 10.1985. Koncert w Hali Ludowej; n/z Andrzej Zaucha. Forum

Pierwsza i druga miłość Andrzeja Zauchy

Elżbietę poznał w 1966 roku. Miała 16 lat i od razu wpadła mu w oko, jednak 17-letni Andrzej był zbyt nieśmiały, by zagadać. Pomógł mu kolega, Janusz Gajec:

Zaproponowałem, że ich poznam. Podeszliśmy, mówię do Eli: „Słuchaj, on jest trochę nieśmiały, ale mu się podobasz”. Zaśmiała się, porozmawiali. Od tego dnia byli nierozłączni. Potem oboje twierdzili, że od pierwszego momentu wiedzieli, że będą razem.

Para bardzo szybko się pobrała, a w 1974 roku na świat przyszła ich jedyna córka Agnieszka. Żona i córka były dla niego najważniejsze na świecie, a Elżbieta była nie tylko jego miłością, ale też przyjaciółką i wsparciem. Dbała o jego interesy, zajmowała się organizacją koncertów, kontaktami medialnymi ich życiem codziennym.

Andrzej i Elżbieta Zaucha, fot. Facebook: Andrzej Zaucha

Niestety, rodzinną sielankę przerwała nagła choroba Elżbiety, u której zdiagnozowano guza w okolicy pnia mózgu. Lekarze nalegali na operację, jednak ta dawała tylko 50% szans na powodzenie. Elżbieta zrezygnowała z zabiegu i zmarła 31 sierpnia 1989 roku w wieku 39 lat w skutek udaru mózgu, pozostawiając pogrążoną w rozpaczy rodzinę.

Zaledwie dwa miesiące przed nagłą śmiercią żony, w czerwcu 1989 roku Andrzej Zaucha świętował 20-lecie pracy scenicznej jako wokalista. Jubileusz zorganizował mu Krzysztof Jasiński, dyrektor teatru STU, w trakcie którego dla Andrzeja zaśpiewali jego znajomi oraz… 24-letnia Zuzanna Leśniak – młodziutka aktorka, która poznała Zauchę rok wcześniej w trakcie prób do spektaklu „Szalona lokomotywa”. Pomimo dużej różnicy wieku obydwoje szybko nawiązali kontakt i z miejsca bardzo się polubili. Andrzej będąc jednak na zabój zakochany w żonie, widział w Zuzannie tylko koleżankę. Tymczasem ona, w trakcie jego jubileuszu zaśpiewała dla niego piosenkę „La vien en rose” z uczuciem zarzucając mu rękę na szyję i siadając na kolanach. Jej zachowanie zbulwersowało siedzącą na widowni Elżbietę z córką, która poskarżyła się wówczas Małgorzacie Bogdanowicz:

„Co za zołza z tej Leśniak. Andrzejowi na kolana wskoczyła! Zaczepia go!” Uspokajałam: „Elu, to nic nie znaczy, ty jesteś dla Andrzeja najważniejsza, nie ma co się denerwować”. Ale ona powtarzała, że Zuzanna ma parcie na Andrzeja. On już był sławny, różne dziewczyny się do niego kleiły. Leśniak też. Według mnie zorientowała się, że mąż wielkim reżyserem już nie będzie, i kombinowała, jak zrobić karierę przy Andrzeju – wyznała Bogdanowicz

Teatr STU: Longin Szmyd, Zuzanna Leśniak, Andrzej Zaucha, Grażyna Solarczykówna, fot. Facebook: Andrzej Zaucha

Śmierć ukochanej żony całkowicie załamała Andrzeja Zauchę. Artysta za namową przyjaciół rzucił się w wir pracy, a jakiś czas później Krzysztof Jasiński obsadził go w tytułowej roli w spektaklu „Pan Twardowski”. Dwa lata później do obsady dołączyła Zuzanna, a jej relacje z Zauchą znacząco się ociepliły. Do tego stopnia, że między Andrzejem i Zuzanną narodziła się miłość, jednak na drodze była jedna „drobna” przeszkoda – Zuzanna Leśniak była mężatką.

Zuzanna Leśniak i Yves Goulais czyli zraniony mąż i niewierna żona

Yves Goulais był francuskim filmowcem i scenarzystą, który osiadł w Polsce. W 1981 roku dzięki udziałowi w Festiwalu Teatru Otwartego w Krakowie zafascynował się polską kulturą i podjął naukę języka polskiego. Marzył o karierze aktorskiej, dla której porzucił studia humanistyczne i pięć lat później rozpoczął półroczny staż na Wydziale Reżyserii Państwowej Wyższej Szkoły Teatralnej w Krakowie. Tam poznał o 5 lat młodszą studentkę Zuzannę Leśniak, w której zakochał się bez pamięci i z którą dwa lata później w 1988 roku stanął na ślubnym kobiercu. Choć wydawali się szczęśliwym małżeństwem, Zuzanna już wtedy była wpatrzona w starszego o 16 lat Andrzeja Zauchę. Później krążyły pogłoski, że ślub z francuskim reżyserem miał być dla niej trampoliną do międzynarodowej kariery.

Mimo to, ona i Yves stwarzali z pozoru udany związek. Byli niezwykle otwarci i gościnni, mieli mnóstwo znajomych, którzy o każdej porze dnia i nocy byli mile widziani w ich domu. Częstym gościem w ich prograch bywał Zaucha, który w tamtym okresie, po śmierci żony, mieszkał sam z córką. W tym czasie wciąż szaleńczo zakochany w żonie Yves zaczął coraz częściej wyjeżdżać za granicę – reżyserował sztukę Moliera w Nowosybirsku w ZSRR, pracował w Szkocji na festiwalu w Edynburgu i odkładał pieniądze na remont ich wymarzonego mieszkania.

Po powrocie ze Szkocji, Yves Goulais z samego rana pojawił się pod drzwiami do domu, jednak pocałował klamkę. Następnie udał się do drugiego, remontowanego wówczas mieszkania, w którego drzwiach zauważył klucz tkwiący w zamku od wewnątrz. Wyważył drzwi w obawie, że jego żona zasłabła, jednak zamiast omdlewającej Zuzanny wpadł na… Andrzeja Zauchę, który w pośpiechu zapinał pasek od spodni. Wściekły z zazdrości Goulais uderzył kochanka żony w twarz, a wyrzucając go za drzwi zapowiedział zemstę:

Nie ma czasu się rozliczyć, ale będę musiał cię zabić.

Yves, który od samego początku był chorobliwie zazdrosny o żonę, zaczął analizować ich dotychczasowe życie i łączyć elementy układanki w całość – już wcześniej podejrzewał Zuzannę o romans. Przypomniał sobie jak kiedyś Zuzanna skłamała, że jedzie do pracy autobusem, gdy w rzeczywistości zobaczył ją wsiadającą do samochodu Zauchy. Zdawał sobie sprawę, że jego żona kłamie i próbował zmusić ją do przyznania się do zdrady. Z kolei ona przekonywała go, że ich małżeństwo da się uratować, w tym samym czasie obiecując kochankowi, że weźmie rozwód. Po latach Yves Goulais wyznał, że jego żona celowo dała się przyłapać na zdradzie, licząc, że sytuacja rozwiąże się sama:

Ona wiedziała, że ja będę tego dnia. Są świadkowie, tu policja mogła i to sprawdzić. To nie była niespodzianka. O 9 rano tego dnia miałem tam być, wracałem z zagranicy z kolegą z Włoch. To nie była 5 rano i jakieś „sprawdzam cię”. Jak rozwaliłem te drzwi, spodziewałem się czegoś innego niż to, co znalazłem, że mój kolega Andrzej stoi przerażony. To był ogromny szok, który w moim odczuciu po 30 latach miał wpływ – ten szok.

Zraniony mężczyzna chciał skonfrontować sytuację z Zauchą, którego dotychczas traktował jak bliskiego przyjaciela. Ten przestraszony wizją spotkania z większym od siebie i rozwścieczonym Francuzem robił uniki. Nie brał jednak na poważnie gróźb Goulaisa: „Zaucha śmiał się i pytał mnie w rozmowie telefonicznej, czy chcę go zabić. W jego głosie wyczułem niedowierzanie” – wyznał później śledczym. Gdy w końcu udało im się ustalić datę, Zaucha w ostatniej chwili odwołał spotkanie i wyjechał do Szczecina. To lekceważenie rozwścieczyło Yvesa, który czuł, że ogarnia go obłęd i musi odzyskać honor:

Toczyłem ze sobą walkę, dyskusję ze złem, przechodziłem przez wszystkie możliwe stany. Kupiłem broń, ale postanowiłem siebie nie zabijać, bo nienawiść do Zauchy była mocniejsza.

Kilka dni wcześniej nielegalnie nabył broń – przemycił z Francji do Polski karabinek sportowy o kalibrze 5,6 mm z obciętą lufą i kolbą. Na granicy miał szczęście – celnicy i straż graniczna nie sprawdzili, co wiezie w bagażniku auta. Po drodze wypróbował nowy nabytek, a po powrocie do Krakowa poinformował Zuzannę o posiadaniu broni.

Zginął z miłości do kobiety. Zabójstwo Andrzeja Zauchy

10 października 1991 roku Yves sprawdził w gazecie, o której godzinie odbędzie się spektakl „Pana Twardowskiego” w teatrze STU. Andrzej Zaucha grał w nim główną rolę, a Zuzanna debiutowała u jego boku. Nikt z widzów nie przypuszczał, że ogląda pierwszy i zarazem ostatni wspólny występ pary. Tymczasem Goulais podjechał na parking z tyłu teatru i czekał. Jak powiedział później na rozprawie:

Siedziałem w samochodzie i miałem w sobie taką nienawiść, że byłem poza granicą tego, co ludzkie.

Po godzinie 22:00 widzowie zaczęli opuszczać teatr, a na parkingu pojawił się Zaucha i biegnąca za nim Zuzanna z kwiatami od publiczności. Rozgoryczony Goulais ruszył w ich stronę, gdy wsiadali do mercedesa piosenkarza. Odbezpieczył karabinek, a broń ukrył pod reklamówką. W kieszeni miał przygotowane dodatkowe trzy magazynki z nabojami. Leśniak zauważyła męża i chciała do niego podejść, jednak ten odsunął ją zdecydowanym ruchem ręki i zaczął strzelać. Po trzeciej kuli wysiadający z auta Andrzej Zaucha osunął się na ziemię. Goulaisowi to jednak nie wystarczyło – cofnął się o dwa kroki i z półobrotu oddał czwarty strzał. Tym razem trafił jednak żonę, która padła od zbłąkanej kuli obok ciała kochanka. Yves sądząc, że jego żona zemdlała, w tym czasie zmienił magazynek i z zimną krwią oddał kolejne pięć strzałów do nieżyjącego już Zauchy.

Oddając strzały, nie czułem żadnej satysfakcji, czy przyjemności. Mogę powiedzieć, że nienawiść strasznie brudzi człowieka – wyznał później.

Karetka pogotowia przyjechała po 20 minutach i zabrała wciąż żywą Zuzannę do szpitala. Niestety, kula uszkodziła jej serce i kobieta zmarła na stole operacyjnym. W tym czasie Goulais udał się na komendę policji, jednak po drodze zauważył radiowóz. „Zabiłem człowieka. W aucie mam broń” – powiedział wypranym z emocji głosem. Jednak gdy w trakcie przesłuchania dowiedział się, że Zuzanna nie żyje, zaczął płakać i walczyć z odruchem wymiotnym. Świadomość, że niechcący zabił ukochaną żonę go załamała:

Spowodowałem śmierć żony niechcący. Chcę odpokutować winę i żadna kara nie będzie dla mnie za surowa.

Sąd Wojewódzki w Krakowie skazał Yvesa Goulaisa na 15 lat więzienia. Wyrok zapadł w grudniu 1992 roku. Goulais został uznany za winnego zabójstwa z premedytacją Zauchy, nieumyślnego spowodowania śmierci swojej żony i nielegalnego posiadania broni. Prokuratura chciała podwyższenia kary, jednak Sąd Apelacyjny odrzucił wniosek, argumentując, że oskarżony to „człowiek o wysokiej kulturze osobistej, dużej wrażliwości na sprawy ludzkie, dla którego miłość i wierność małżeńska, prawdomówność i lojalność oraz odpowiedzialne traktowanie życia rodzinnego stanowiły kryteria postępowania”.

Yves Goulais w trakcie odbywania kary był przykładnym więźniem. Pomagał słabszym i bezinteresownie uczył innych więźniów angielskiego. Nie sprawiał problemów, był lubiany zarówno przez współwięźniów jak i pracowników. Ponosząc konsekwencje swoich czynów i chcąc odpokutować, co miesiąc przelewał pieniądze na konto osieroconej córki Zauchy, 17-letniej wówczas Agnieszki oraz przekazał jej obydwa mieszkania. Matka Yvesa przez kilka lat walczyła o ułaskawienie syna i bezskutecznie pisała listy do prezydentów Aleksandra Kwaśniewskiego i Lecha Wałęsy.

Ostatecznie Goulais wyszedł z więzienia 10 miesięcy przed końcem kary, w grudniu 2005 roku. Postanowił zostawić traumatyczne wydarzenia i Kraków za sobą – zmienił nazwisko i przeniósł się do Warszawy, gdzie pod pseudonimem podjął pracę jako scenarzysta i reżyser seriali kryminalnych w Telewizji Polskiej. Do dziś unika mediów i rozgłosu. W jednym z ostatnich wywiadów wyznał:

Mój problem polegał na tym, że byłem słabym człowiekiem, który nie potrafił znieść upokorzenia. Gdybym był mocny, wziąłbym to na barki, pogodziłbym się z tym, co się stało. Chciałbym cofnąć czas i zmienić to, co się stało. Tak się niestety nie da. To będzie zawsze we mnie siedziało.

Andrzej Zaucha został pochowany we wspólnym grobie z żoną Elżbietą na cmentarzu Batowickim w Krakowie. Zuzanna Leśniak spoczęła w Nowym Sączu, skąd pochodziła.

Andrzej Zaucha, fot. Forum

Zuzanna Leśniak, fot. YouTube: TV Sądeczanin