Monika Sobień-Górska poznała rzeczywistość kobiet milionerów, zwłaszcza tych, które są na krok przed byciem porzuconą, bo dobiegają pięćdziesiątki, a to wiek, w którym kończy się okres przydatności do spożycia i jest się wymienianą na młodszą. Zdecydowała się opisać historię żon najbogatszych w tym kraju, aby uświadomić ludzi, że nie żyją, jak w bajce, a w złotej klatce.

„Poznałam też takie, które chcą uciec z tego świata, bo pod suknią wysadzaną drogimi kamieniami ukrywają siniaki, anoreksję, bulimię, blizny po nieudanej liposukcji, silikonowe piersi zrobione tuż po urodzeniu dziecka, żeby tylko on nie odszedł, nie porzucił. A książę i tak zdradza albo w ogóle idzie w siną dal” – czytamy w książce.

Monika Sobień-Górska postanowiła poświęcić tym kobietom osobną książkę, bo ich historie są nie tylko bardzo poruszające, ale i pouczające. Czego my – zwykłe Kowalskie – możemy uczyć się od żon milionerów? Ano tego, żeby zawsze być niezależną i do końca nie ufać mężczyznom.

Film 365 dni przyniósł mu ogromny sukces! 21-letni Oskar Cyms z impetem wkroczył na rynek muzyczny (WYWIAD)

Napisała książę „Jak porzucić miliardera i przeżyć”

Kozaczek: Jak zbierałaś materiały do książki?

Monika Sobień-Górska: Spotykałam się z aktualnymi i byłymi żonami multimilionerów. Przeprowadzałam z nimi wielogodzinne, pogłębione rozmowy. Z niektórymi poznałam się już w czasie pisania pierwszej części książki, czyli „Polscy miliarderzy. Ich żony, dzieci pieniądze”. Te kobiety opowiadając historie swoich związków, nawiązywały do podobnych życiorysów swoich bliższych i dalszych znajomych z tego środowiska. Dawały mi kontakty, w ten sposób trafiałam do kolejnych kobiet. Poza tym zbierałam materiał u ekspertów – osób, które zawodowo uczestniczą i obserwują zarówno w procesie rozwodowym milionerów, jak i w ich psychicznej odbudowie po wyczerpującej wojnie rozwodowej. Dzięki temu książka wzbogacona jest o wiedzę niezwykle doświadczonych adwokatów, mediatorów, psychoterapeutów, seksuologów, w tym biegłych sądowych.

Nie bałaś się, że jakiś mąż miliarder będzie Cię straszył pozwami, czy szantażował?

Nie, nie boję się pozwów. Książka opisuje prawdziwe historie istniejących osób, ale bohaterowie są zanonimizowani, nie podaję ich personaliów, branż w jakich działają, miejsc w których mieszkają czy pracują. Poza tym mylę tropy, celowo zmieniam charakterystyczne cechy, okoliczności różnych zdarzeń tak, by czytelnik nie zorientował się, o kogo chodzi. To ważne, bo celem tej książki nie jest zwrócenie uwagi na konkretnego człowieka, tylko na modele zachowań zarówno kobiet jak i mężczyzn, na upadek romantycznego mitu o Kopciuszku, na schematy postępowania ludzi rozwodzących się w tych kręgach, na to jak wpływa to na ich dzieci, firmy.

Wreszcie chciałam pokazać jak wygląda pozycja kobiet w tym świecie. Co do szantażu, to raz tylko, jedna z bohaterek, która nie pozwoliła się nagrywać, powiedziała, że jeśli użyję dyktafonu, jej były mąż pewnie zleci włamanie do mojego mieszkania i pozyska ten materiał. Podobno w ten sposób pozyskiwał różne treści z telefonów, komputerów, zakładał podsłuchy, kamery, budując w ten sposób potężny materiał dowodowy, który miał wskazywać, że żona działa na szkodę jego i jego firm.

3. Były takie kobiety, które najpierw się zgodziły, a potem się wycofały?

Takiej sytuacji nie miałam. Tendencja była odwrotna. Coraz więcej kobiet do mnie pisało, opowiadając swoje historie, przyznając się do swoich złych wyborów błędów. Czuły, że w końcu ktoś chce je wysłuchać.

Szykuje się kolejny EROTYK w kinach! Edyta Folwarska: Nie pojawił się nawet zwiastun, a już piszą „Szykuje się gniot, jak u Lipińskiej” (WYWIAD)

4. Która historia najbardziej Tobą wstrząsnęła?

Wstrząsały mną poszczególne informacje, na przykład takie, że w tym środowisku kobiety ubrane od stóp do głów w ubrania od najlepszych projektantów, mogą nie mieć własnego konta w banku i przez dziesięć, dwadzieścia lat małżeństwa posługują się wyłącznie pieniędzmi (niby wspólnymi), ale zarządzanymi wyłącznie przez męża. Albo że są poddawane tak ogromnej presji i kontroli dotyczącej wyglądu.

Niektóre w obawie przed byciem porzuconą albo zdradzaną, zaraz urodzeniu dziecka, będąc jeszcze w połogu, umawiają się, rezerwują sobie terminy w klinikach chirurgii plastycznej i operują sobie piersi. Jedna z bohaterek opowiada, że mąż decydował nawet o kolorze jej paznokci. Poruszały mnie też poszczególne wątki tych opowieści, jak na przykład ten kiedy kobieta podczas urodzin, siedząc z dziećmi przy stole, wypowiedziała się w kwestii ich edukacji. W odpowiedzi usłyszała od męża: „Ale po co ty się odzywasz? Kogoś obchodzi twoje zdanie? Na niczym się nie znasz. Jesteś nikim”.

Mąż to powiedział w obecności dzieci, podczas rodzinnej uroczystości. Wstrząsnęła mną też historia kobiety, która choć sama była wykształcona, doświadczona w biznesie, miała za sobą wieloletni staż pracy na dyrektorskim stanowisku w jednej z największych zagranicznych korporacji w Polsce, dziś jest finansowo na lodzie, a psychicznie po roku terapii powoli staje na nogach. Padła ofiarą syndromu gotującej się żaby. Zaczęło się od małych kłamstewek męża i ustępstw wobec niego, a skoczyło dramatem i do dziś ona zastanawia się, jak to jest możliwe, że będąc tak czujną osobą w biznesie, w życiu została na lodzie – zdradzona z 20 lat młodszą kochanką, która po prostu pewnego dnia rozwiesiła sukienki w jej szafie i zajęła jej łóżko. Do tego kobieta ta została pozbawiona pieniędzy, bo coś tam w dobrej wierze podpisała. Post factum mówi: „po prostu mu ufałam”. Wydawało się jej, że jeżeli jest od lat w małżeństwie, muszą zawsze grać z tą drugą osobą do jednej bramki. Pomyliła się.

5. Słuchając historię kobiet, które mówią, że przez wiele lat były uzależnione od męża, masz myśli, że były naiwne i głupie?

Nie, nigdy nie myślałam o nich w ten sposób. Myślałam raczej o tym, że żyjemy w bardzo patriarchalnym społeczeństwie, a środowisko elit finansowych, wielkich pieniędzy, ten patriarchat jeszcze betonuje, wzmacnia. Niektóre kobiety wchodzą w związki z tymi bogatymi mężczyznami ustawiając się albo z pozycji ciała, ozdoby, albo matki-opiekunki, dają się zapiąć na złotej smyczy, rozsiadają się w złotej klatce i nie robią ze sobą prawie nic.

Nie inwestują w siebie, nie zarabiają własnych pieniędzy, nie budują sobie pozycji zawodowej. Przez co w przypadku rozstania, zakończenia małżeństwa tracą zupełnie grunt pod nogami. Nie wiedzą co mają ze sobą zrobić, jak mają wyglądać teraz ich dni, miesiące, lata. I nierzadko nie potrafią na siebie zarobić.

 

6. Kobiety, z którymi Pani rozmawiała miały jakąś jedną wspólną cechę?

W powtarzających się modelach zachowań widziałam taką „zdolność ograniczonego widzenia”, czyli przymykania oczu na patologie, które wchodzą do ich związków, rodzin. Udawanie, że się nie widzi zdrad męża, ukrywanie jego alkoholizmu, nałogów dzieci, często pudrowanie swoich nałogów. No i niskie poczucie własnej wartości. To widziałam często w tych kobietach.

7. Książka „Jak porzucić miliardera i przeżyć” przed czym ma przestrzegać? żeby nie szukać bogatego męża, czy aby zawsze być niezależną?

Zdecydowanie to drugie. W świecie multimilionerów są też przecież wartościowi mężczyźni, którzy chcą i potrafią budować zdrowe relacje rodzinne. Chodzi o to, by kobiety nie wierzyły w bajki o Kopciuszku i o tym, że po przekroczeniu wrót pałacu żyje się już tylko długo i szczęśliwie. Żeby być szczęśliwą, trzeba sobie na to szczęście zapracować, choćby w taki sposób, żeby inwestować w siebie, pracować, mieć swoje pieniądze, orientować się w tym życiu, a nie tylko spać snem księżniczki.

Od marketingowca po gwiazdę makijażu. Magda Pieczonka: „Na planie programu TV znalazłam się w zastępstwie i tak zostałam” (WYWIAD)

8. Napisała Pani też książkę „Polskich miliarderów”. Którą się trudniej pisało?

Przy pierwszej książce zdecydowanie trudniej było mi pozyskać materiał. Trudno przebić się do ludzi z tego środowiska, zdobyć ich zaufanie, ale szczęśliwie to się udało. Druga książka niosła cięższy ładunek emocjonalny, psychicznie byłam wyczerpana po niektórych spotkaniach. Ale finalnie, po skończeniu pisania, po przyjrzeniu się tym historiom w całości, tak z lotu ptaka, znając już też wnioski, przemyślenia tych kobiet „post factum”, poczułam satysfakcję.