Była gwiazdą PRL-u. W życiu przeszła prawdziwe piekło, a na końcu zmarła w samotności
Życie aktorki było naznaczone wielkim cierpieniem.

Elżbieta Góralczyk to polska aktorka filmowa, która zdobyła sławę rozpoznawalność dzięki roli Anuli w serialu „Wojna domowa”. Aktorka trafiła na plan, mając zaledwie 14 lat. Na casting poszła w tajemnicy przed rodzicami, bo wiedziała, że miałaby kłopoty.
Mało kto wiedział, że w tamtym czasie przechodziła prawdziwy koszmar, a praca na planie pozwoliła jej się oderwać od smutnej rzeczywistości. Choć zapowiadała się jako wschodząca gwiazda i wróżono jej wielką karierę, to finalnie zniknęła z ekranów i wyjechała z Polski. W życiu dorosłym również nie miała łatwo.

Elżbieta Góralczyk była wielką gwiazdą PRL-u. Zaistniała już jako nastolatka i to właśnie rola w serialu „Wojna domowa” była dla niej przepustką do wielkiej kariery. Niestety młoda artystka przeżywała w domu prawdziwe piekło, o którym mało kto wiedział. Jej rodzice nadużywali alkoholu i awanturowali się. Ojciec znęcał się nad nią psychicznie, a nawet zabierał jej pieniądze z ról filmowych. Mimo tego i tak zagrała w innych produkcjach, ale jej kariera aktorska nie potoczyła się tak dobrze, zapowiadał się jej debiut. Brak propozycji sprawił, że ukończyła szkołę charakteryzatorską i zaczęła pracę w Telewizji Polskiej.
„Zawsze byli zajęci wyłącznie sobą. Całe ich życie było jednym wielkim problemem. Byli uzależnieni od alkoholu, a nasz dom wcale nie należał do porządnych. Często wybuchały konflikty, bo na wódkę zawsze znalazło się parę złotych, ale na buty dla dzieci już nie. Wiedziałam, że w innych rodzinach jest inaczej. Uciekłam od rodziców. Sama musiałam się martwić o siebie i młodszego braciszka. Interesować się czy mu ciepło, czy jadł. W życiu nie bardzo, ale przynajmniej w filmie mogłam być dzieckiem. I to było super” – mówiła kiedyś Góralczyk.

W połowie lat 70. Góralczyk wyjechała do Wiednia. Tam poznała prawnika, za którego wyszła za mąż w 1975 roku. Para niedługo później doczekała się córki Dominiki. I choć ich życie wydawało się jak z obrazka, to Elżbieta przeżywała kolejny, życiowy dramat. Kiedy myślała, że uciekła od toksycznej rodziny i wreszcie poznała mężczyznę, z którym stworzy kochającą rodzinę, to nie bardziej mylnego. Życie zweryfikowało, że poślubiła prawdziwego tyrana. Mąż stosował wobec niej przemoc psychiczną. Mało tego musiała żyć pod jego dyktando, gdzie narzucał jej wstawanie o piątej rano, przygotowywanie śniadania, nienaganny wygląd i dokładnie zajmowanie się domem. Co więcej, cały czas ją krytykował oraz izolował od otoczenia.
„To, co mojego męża najpierw fascynowało, później go przestraszyło. Całkowicie mnie zniewolił. Wszystko, co robiłam, dla niego było źle. Źle się ubierałam, źle się zachowywałam. Cała jego rodzina była strasznie zasadnicza. Teść twierdził, że ze zmywarki korzystają tylko leniwe kobiety. W czasach, kiedy nikt już sobie nie wyobrażał życia bez pralki, ja – żona bogatego prawnika – prałam pieluchy na tarze. Byłam wtedy świeżo po operacji, bo dziesięć dni po porodzie usunięto mi woreczek żółciowy” – mówiłą Góralczyk.
„O 5:00 rano byłam zapięta na ostatni guzik – umalowana, ubrana, śniadanie stało na stole. Rodzina zasiadała, a ja wszystko zmywałam. Potem biegłam do pracy. Wracając do domu, robiłam zakupy i potem gotowałam. Miałam nadzieję, że oddaniem kupię sobie miłość męża. On całkowicie mnie ignorował. Kiedy miałam 38 lat, zgłosiłam się na wybory najpiękniejszej mężatki. Mąż zrobił mi piekielną awanturę. Nie wycofałam się i wygrałam, ale on stale podcinał mi skrzydła” opowiadała aktorka.

Elżbieta Góralczyk dopiero po 20 latach życia w surowych zasadach męża zdecydowała się od niego odejść. Niestety decyzja ta miała swoje konsekwencje. Córka, z którą chciała mieć kontakt, oskarżyła ją o rozpad rodziny i całkowicie się od niej odcięła. To nie był koniec jej rodzinnego dramatu. U Górlaczyk pojawiły się międzyczasie poważne problemy zdrowotne, gdzie zdiagnozowano u niej zespół hemolityczno-mocznicowy (HUS), który doprowadził do poważnych uszkodzeń nerek. Aktorka wymagała wówczas dializ i leczenia, które wyniszczyło jej organizm. Łącznie musiała przejść aż 11 operacji.
„Cały dzień źle się czułam. Następnego dnia zauważyłam, że mam żółte dłonie. Dzień później miałam już żółte źrenice. Pojechałam do kliniki. Zrobili mi badania. Kiedy lekarka wyszła z gabinetu, powiedziała: „To chyba jakaś pomyłka, z takimi wynikami to pani by już nie żyła”. Miałam tak mało czerwonych ciałek krwi, że odwieziono mnie na sygnale do szpitala i zrobiono transfuzję” – wspominała aktorka.
Elżbieta Góralczyk zmarła 16 stycznia 2008 roku, mając 57 lat. Mimo dramatów rodzinnych, samotności i problemów ze zdrowiem nie wróciła do Polski. Aktorka do końca miała nadzieję, że uda się jej odbudować więź z córką. I choć miała przed sobą świetlaną karierę, to rzeczywistość okazała się być dla niej okrutna. Jej życie było naznaczone było cierpieniem i odeszła w samotności.